PRZEWODNICZĄCY STRAŻY W WALBRZYCHU (WALDENBURG)
- INŻ. BUD. HEINRICH OTTO ROGGE

65 lat temu zmarł
najwybitniejszy w niemieckiej historii ochrony przeciwpożarowej Ziemi
Wałbrzyskiej - strażak inż. Heinrich Otto Rogge (w piśmiennictwie - Otto
Rogge).
Otto Rogge urodził się prawdopodobnie w 1866 roku. Po ukończeniu
gimnazjum i uzyskaniu matury, podjął studia na wydziale budownictwa
renomowanej Królewskiej Wyższej Szkole Technicznej (Königslische
Technische Hochschule) w Charlottenburgu (do 31 marca 1920r. miasto pod
Berlinem, potem dzielnica Berlina). W dniu 10 października 1905r. - w
USC, w miasteczku Wittenberge -zawarł związek małżeński z Anną Marią
Fryderyką Bulin. Jego wybranka, która przyszła na świat 11 marca 1883r.
Była córką Johanna Christiana Erdmanna - rolnika z Bulinchen, w pow.
Ostprignitz na terenie Brandenburgii oraz żony tego rolnika -Marii
Fryderyki Wilhelminy z d. Schumann.
Inż. Otto Rogge, w 1910r. został miejskim mistrzem budowlanym Wałbrzycha
(niem.- Waldenburg). Od 1 stycznia 1924r., kiedy Wałbrzych uzyskał
status powiatu miejskiego - został miejskim radcą budowlanym. Nim
nominację na stanowisko miejskiego mistrza budowlanego podpisał tajny
radca rejencyjny i burmistrz Wilhelm Otto Mieβner, jego kandydaturę
musiała zaakceptować komisja, w której skład wchodzili przedstawiciele
wałbrzyskiego samorządu i magistratu. Nie bez znaczenia, była też opinia
bardzo doświadczonego burmistrza Mieβnera, który zajmował to stanowisko,
od 30 października 1883r. do 1 października 1912r. i zapisał się, jako
najlepszy gospodarz w historii niemieckiego Wałbrzycha. Po nim, i do
momentu przejścia radcy inż. Otto Rogge na emeryturę - burmistrzami
Wałbrzycha kolejno byli, a od 1 stycznia 1924r. - nadburmistrzem, były
II burmistrz - zastępca W.O. Mieβnera, w l. 1903-1912 - dr prawa Willy
Erdmann. Stanowisko nadburmistrza zajmował do swej śmierci - 18 lipca
1925r. Następcą Erdmanna został dr prawa Konrad Wieβner. Stanowisko to
zajmował do 1931r.
Inż. Otto Rogge zajmował też stanowisko kierownika wałbrzyskiej policji
budowlanej (Baupolizeiverwaltung). Jako taki miał niebagatelny wpływ na
bezpieczeństwo przeciwpożarowe budynków, a przez to miasta i jego
mieszkańców.
Dnia 22 lutego 1911r. inż. Otto Rogge został wybrany przez członków
wałbrzyskiej OSP (Freiwillige Feuerwehr Waldenburg¹) jej przewodniczącym
- piątym z kolei. Pierwszym przewodniczącym, był założyciel wałbrzyskiej
straży- burmistrz Gustaw Ludwig, od 25 września 1869r. do 1875r. Po nim
na czele komendy straży pozostawał inż. Leistikow - radny miejski, który
zastąpił Ludwiga, gdy ten 30 czerwca 1875r. stanął na czele Powiatowego
Związku Straży Pożarnych (Kreis - Feuerwehr - Verbandes) w Wałbrzychu.
Gustaw Ludwig został pierwszym członkiem wałbrzyskiej straży, który
wyróżniony został tytułem jej Członka Honorowego. Ludwig rychło po
objęciu urzędu burmistrza - 1 lutego 1869r. - ustanowił Regulamin
Przeciwpożarowy Miasta Wałbrzycha. Jego następca - inż. Leistikow, stał
na czele straży pożarnej do 24 lipca 1881r., i zrezygnował z
przewodniczenia, po tym jak został generalnym dyrektorem górniczym.
Zastąpił go wałbrzyski kupiec, restaurator, rotmistrz rezerwy,
przewodniczący Związku Weteranów Wojennych, radny miejski i ogniomistrz
(Brandmeister) - Hentschel², który po wyborze na przewodniczącego został
dyrektorem pożarniczym (Branddirektor). Od 23 sierpnia 1896r. (podczas
zjazdu w Świdnicy - od 22 do 24 sierpnia), zasiadał w 13-osobowej Radzie
Śląskiego Prowincjonalnego Związku Straży Pożarnych (Schlesische
Provinzialfeuerwehrverband, także pod innymi nazwami). W 1901r. z powodu
swego złego stanu zdrowia, Henstchel ustąpił z przewodniczenia
wałbrzyskiej straży i z zasiadania w Radzie ŚP ZSP. Jego następcą został
rejencyjny, okręgowy mistrz kominiarski Edward (Eduard) Reitzig, który
od 1896r. - piastował funkcję II ogniomistrza. Do kierowanej przez
dyrektora pożarniczego- E. Reitziga komendy, wszedł m. in., jako I
ogniomistrz-mistrz ciesielski Henryk (Heinrich) Langer, radny miejski.
Po wyborze na przewodniczącego O. Rogge został awansowany na stopień
dyrektora pożarniczego. Prócz niego do komendy zostali wybrani: na I
ogniomistrza - mistrz wodociągowy Staehely i asystent miejskiego
mierniczego - Reineck, który został II ogniomistrzem. W następnym roku
ogniomistrz Staehely ustąpił z funkcji, a tą objął Reineck. Na miejsce
Reinecka wybrano Jentscha - ojca Gustawa.
Nowy przewodniczący był doświadczonym strażakiem, bowiem wcześniej przez
ponad trzy lata służył, jako wolontariusz w berlińskiej zawodowej straży
(Berliner Berufswehr) i uzyskał kwalifikacje technika pożarniczego. To
na doświadczeniach wyniesionych ze służby w stolicy Prus, Niemiec,
zaprowadził nową organizację wałbrzyskiej straży pożarnej³. Weszła ona w
życie 12 stycznia 1914r. i zastąpiła obowiązującą, od 18 marca 1910r.
Nowością było podzielenie terenu (492,79 ha) miasta zamieszkałego przez
21 005 osób- na pięć stref operacyjnych i utworzenie poza remizą przy
ob. ul. Przemysłowej 16 (wtedy Bahnstrasse 12) czterech magazynów
sprzętu pożarniczego (Nebenfeuerwehrdepots): w ratuszu, przy basenie
miejskim - ob. ul. Małej, przy ówczesnej kopalni „Bahnschacht”
(„Bolesław Chrobrego”) i na Neustadt (ob. Nowe Miasto, plac Konstytucji
3 Maja 1). Z czasem utworzono kolejne strefy i magazyny: przy ob. ul. P.
Skargi (wtedy Ober Waldenburg, Górny Wałbrzych), w pobliżu dworca na
Starym Zdroju, na ob. B. Limanowskiego (w pobliżu ob. ul. J.
Słowackiego) i na Gaju (wtedy - Park Siedlung, Os. Parkowe). Magazyny/depoty,
stanowiły też miejsce zbiórek alarmowych. Przetrzymywano w nich
podręczny sprzęt, odzież bojową oraz uzbrojenie osobiste. Nie
stacjonowały w nich pojazdy pożarnicze. W przypadku zarządzenia alarmu
do remizy przy ob. ul. Przemysłowej miało się stawić 20 strażaków. Norma
alarmowa dla magazynu wynosiła pięciu strażaków. Grupą dowodził -
starszy strażak (Oberfeuermann). Strażacy z remizy/strażnicy, dowodzeni
byli przez ogniomistrza.
Innym rozwiązaniem była sieć głośników publicznych np. w ob. Parku Jana
III Sobieskiego, w celu powiadomienia o pożarze strażaków przebywających
na trasie dojazdowej do miejsca pożaru. Kadra kierownicza czy kierowcy -
mechanicy zajmowali stelefonizowane służbowe mieszkania- w straży
pożarnej lub w jej pobliżu. W jednym z takich lokali przy ul. 1 Maja
12/1, po ostatniej wojnie światowej mieszkał Eugeniusz Rusiecki -
instruktor/oficer zawodowy Związku Floriańskiego od 1921r., inspektor
Łódzkiego Okręgu Wojewódzkiego Głównego ZSP RP - w l. 1923r. - 1928, a
potem do 1932r. w Stanisławowie. Podczas okupacji był komendantem straży
w Wytwórni Papierów Wartościowych i działał w ruchu oporu- ps.
„Niedźwiedź”. Pierwszy komendant miejski straży pożarnych w Bytomiu, a
potem po latach komendant Szkoły Podoficerów Pożarnictwa w Krakowie i
kpt. sztabu/płk poż. Jako delegat polskiego pożarnictwa, uczestniczył w
zjeździe - w 1928r. we Wrocławiu- por. poniżej. W l. 1950-1957, był
wykładowcą w wałbrzyskim ośrodku szkolenia i szkole podoficerskiej.
Jedną z kluczowych spraw dla bezpieczeństwa miasta, była budowa
nowoczesnej strażnicy, gdyż użytkowany, od 1877r., obiekt nie spełniał
warunków. Do 1877r. straż posiadała szopę, zlokalizowaną na rogu
ówczesnych ulic: Sandstrasse, Piaskowej (ob. B. Limanowskiego) i
Gottesbergerstrasse, Boguszowskiej - ob. 1-Maja. Od 1912r. stoi na jej
miejscu budynek szkolny. Od początków XVIII w. - a może wcześniej, straż
wałbrzyska korzystała ze składu narzędzi do gaszenia pożarów, nazywanego
przez Niemców - Spritzenhausem, który znajdował się na terenie ogrodu
należącego dziś do Muzeum Porcelany- naprzeciwko świątyni
ewangelicko-augsburskiej. Remiza wzniesiona w 1877r., usytuowana była
prawie pośrodku działki na obecnej ul. Przemysłowa 16-szczytem północnej
ścianą prostopadle do biegu ulicy. Jej południowa ściana graniczyła z
nieczynnym szybem „Anna”. Remizy była za mała jak na potrzeby straży,
mocno wyeksploatowana technicznie i nie spełniała właściwie swojej roli
- przypominała stodołę, a był ówczesny Wałbrzych dynamicznie
rozwijającym się miastem i już znaczącym ponadregionalnym ośrodkiem
przemysłowym - zwłaszcza górniczym. To sprawiało, że stopień zagrożenia
pożarowego, był bardzo wysoki i stale rósł.
Przewodniczący, dyrektor pożarniczy inż. O. Rogge zabrał się ochoczo do
realizacji budowy nowoczesnej strażnicy. Znakomicie pomogły mu:
wykształcenie zawodowe, zajmowana funkcja miejskiego radcy budowlanego,
doświadczenie strażackie i co niebagatelne - pozycja w mieście.
Pozytywna decyzja w tej mierze zapadła 1 października 1912r. Wtedy
Zarząd Miasta zawarł umowy z poszczególnymi wykonawcami. Zapewnił też
odpowiednie środki na budowę strażnicy. Przewidywano koszt inwestycji na
poziomie - 62 746,69 marek. Pewnie suma ta uległa zmianie.
Prawdopodobnie inż. O. Rogge wykonał projekt strażnicy, której styl miał
cechy modnego wówczas modernizmu. Wśród firm, które uczestniczyły w jej
budowie, były m. in.- znana firma murarska radnego miejskiego - Karola
(Karl) - ojca i Augusta - syna Jägerów⁴ (ich domostwo znajdowało się w
pobliżu ob. Pl. J. Tuwima), blacharska Jentscha, ciesielska Hoffmanna ze
Starego Zdroju - posiadacza fabryczki wyrobów z drewna czy twórcy więźby
dachowej oraz charakterystycznej wieżyczki wyrastającej z dachu-
Richtera. Wieżyczka, podobna do zwieńczającej dach I LO, naśladuje
dawnych - dachowych jeźdźców.
Wspomniany mistrz blacharski Gustaw Jentsch - mieszkaniec dzisiejszej
ul. J. Słowackiego, od 1895r. do 1934r. był członkiem wałbrzyskiej
straży. W 1912r. został jej II ogniomistrzem. W uznaniu zasług został
odznaczony państwowym Honorowym Znakiem za służbę w ochronie
przeciwpożarowej. Posiadał tytuł Członka Honorowego Pruskiego Krajowego
ZSP. Za zasługi dla wałbrzyskiej OSP wyróżniony został tytułem
Honorowego Ogniomistrza. Zmarł w wieku 60 lat - w 1935r.
Prace przy wznoszeniu remizy, której bryła ozdobiona majestatyczną wieżą
wspinalni, do dzisiaj stanowi bardzo ciekawy element panoramy
południowej części Starego Miasta, z przerwami spowodowanymi wojną
światową - trwały do 1919r. By uzyskać środki na budowę strażnicy miasto
wyemitowało banknoty (Notgeld). Uroczyste otwarcie najnowocześniejszej
na Śląsku strażnicy, odbyło się 19 września 1920r. Wtedy też obchodzono
spóźnione 50 - lecie założenia wałbrzyskiej OSP. Przy tej okazji
przekazano straży pierwszy w jej historii - samochód pożarniczy (Autospritze),
wyprodukowany i zakupiony w znanej firmie Hermanna Koebe z Luckenwalde
(Brandenburgia). Godzi się wspomnieć, że dach budynku niedawnych
wałbrzyskich komendy jest identyczny, jak dach prywatnej willi H. Koebe.
Nowo wybudowana strażnica, była funkcjonalnym budynkiem. M. in mieściła
przestronne garaże, centralę ulicznych aparatów alarmowych (wcześniej w
budynku policji przy ob. ul. Rycerskiej 8, a wtedy Bäckestrasse,
Piekarska), izby dla dyżurujących strażaków, magazyny, stajnie,
pomieszczenia socjalne oraz 12 mieszkań dla strażaków. Jedno mieszkanie-
I piętro, II klatka schodowa - zajął Otto Rogge z żoną i dwoma córkami.
Tam mieszkał, do czasu zaprzestania społecznej służby.
Nowoczesna strażnica dawała możliwość pełnienia stałych całodobowych
dyżurów. Te pełnili zawodowi strażacy. Skróceniu uległ czasu dojazdu, a
dzięki temu poprawiła się skuteczność wałbrzyskiej OSP.
W roku jubileuszu 50 - lecia, wałbrzyska OSP miała 60 czynnych członków,
6 nieczynnych, 2 honorowych i 242 wspierających. Pod koniec
jubileuszowego roku Wałbrzych - wspólnie
z przyłączonym Starym Zdrojem miał 38 tys. mieszkańców, a powierzchnia,
jaką zajmował wynosiła - 0,94 km².
Trzeba zauważyć, że po zakończeniu wojny powszechnej, w składzie rady,
zarządu znajdował się aktywny działacz sportowy, kultury fizycznej i
mistrz kotlarski - Wiktor Wrobel (pisownia niem. - Wrobel, zm. w
1930r.). W 1885r. założył on sekcję gimnastyczną w Górnym Wałbrzychu.
Był twórcą pierwszej na terenie zakreślonym granicami współczesnego
Wałbrzycha - sekcji piłki nożnej - „Waldenburger Sportvrein 09” w Górnym
Wałbrzychu. Przewodniczył też wałbrzyskiemu okręgowi piłki ręcznej i
siatkówki. Ten z pochodzenia Polak doczekał się w niemieckim Wałbrzychu
ulicy swego imienia.⁵ Po II wojnie światowej- Jagiellońska.
Przewodniczący inż. Otto Rogge podczas wojny powszechnej w l. 1914-1918,
jako leutnant armii Cesarstwa Niemieckiego, uczestniczył w działaniach
wojennych. Za czyny bojowe został odznaczony m. in. Krzyżami Żelaznymi -
I i II klasy.
Po podniesieniu Wałbrzycha do rangi powiatu grodzkiego Otto Rogge został
wybrany na przewodniczącego związku miejskiego OSP. W tym momencie na
terenie miasta istniały OSP: miejska, na St. Zdroju - zał. przed 1885 i
fabryki tekstyliów Kramsta & Methner und Frahne w Górnym Wałbrzychu.
Działające straże w większych zakładach czy kopalniach, nie należały do
związku i posiadały charakter straży przymusowych, obowiązkowych. Od
1934r. do związku należała OSP na Podgórzu - zał. przed 1885r.
Wałbrzych był w dniach 4-5 lipca 1925r., miejscem 27 zjazdu Śląskiego
Prowincjonalnego ZSP. Zjazd obradował w auli Liceum Miejskiego (ob.
Zespół Szkół „Energetyk” przy Auenstrasse, ob. Al. Wyzwolenia). W jego
programie m. in. były widowiskowe pokazy na Rynku, w wykonaniu
wałbrzyskiej OSP oraz należącego do Wałbrzycha, od 1 kwietnia 1919r. St.
Zdroju, kolumny sanitarnej oddziału wałbrzyskiego Niemieckiego
Czerwonego Krzyża. Odbyła się też duża wystawa sprzętu pożarniczego. W
tym czasie na czele prowincjonalnego związku stał (od 15 sierpnia
1920r.) - dyrektor pożarniczy Karol Voigt - rejencyjny mistrz
kominiarski ze Świdnicy - także przewodniczący tamtejszej OSP oraz
Rejencyjnego Związku SP we Wrocławiu. Gospodarzem zjazdu był inż. Otto
Rogge.
W 1926r. przewodniczącego, dyrektora pożarniczego Otto Rogge spotyka
spore wyróżnienie. Podczas posiedzenia dnia 29 listopada 1926r., zostaje
wybrany do składu Rady Śląskiego Prowincjonalnego Związku Straży
Pożarnych. Wybór był docenieniem nieprzeciętnych dokonań Otto Rogge.
Jako przewodniczący straży poświęcał dla niej każdą chwilę czasu. Po
podziale dotychczasowego związku na dwa, w tym na - Dolnośląski
Prowincjonalny ZSP (Niederschlesischer Provinzial Feuerwehrband), Rogge
został dnia 11 lutego 1928r. wybrany do rady tego związku. Na czele tej
rady stanął wyżej wspomniany - Karol Voigt ze Świdnicy.
Pod kierownictwem inż. Otto Rogge wałbrzyska OSP prezentowała wysoki
poziom wyszkolenia. To też nie dziwi fakt wyznaczenia jej reprezentacji
do inauguracji pokazów na 20 zjeździe ogólnoniemieckiego ZSP, jaki
przeprowadzono, w dniach od 6 do 13 lipca 1928r. we Wrocławiu. Jako
druga wystąpiła reprezentacji Powiatowego ZSP w Wałbrzychu. Oba pokazy
trwały po 30 minut. Podczas zjazdu autorski referat poświęcony potrzebie
uprawiania ćwiczeń cielesnych (z wychowania fizycznego) w strażach
pożarnych, przedstawił ogniomistrz Werner Scherbening - nauczyciel WF i
przyszły dyrektor placówek wyszkolenia pożarniczego w Białym Kamieniu -
od 1930r. i Wałbrzychu - od 1935r. Przed zjazdem niemieckich straży
pożarnych, inż. Otto Rogge został wyróżniony przez Zgromadzenie Miejskie
(Rada Miejska) tytułem Honorowego Obywatela Miasta. Uroczystość
wręczenia stosownego dyplomu, odbyła się w Sali Witrażowej wałbrzyskiego
ratusza - 19 maja 1928r.
W tym czasie Otto Rogge został odznaczony państwowym Honorowym Znakiem
za służbę w ochronie przeciwpożarowej.
W dniach 19-20 października 1929r. pod kierownictwem przewodniczącego
Otto Rogge i jego zastępcy Adolfa Ilchmanna, przeprowadzono uroczystości
z okazji 60-lecia wałbrzyskiej straży. Rozpoczęto je przyjęciem w lokalu
- gasthof Zum Edelstein (pod Szlachetnym Kamieniem, w ob. teatrze
dramatycznym), a zakończono balem - także z udziałem małżonek strażaków
w tym lokalu. Były pokazy filmów pożarniczych oraz pokazowe ćwiczenia. W
jubileuszowym roku do straży należało 103 członków czynnych,10
nieczynnych, 1 honorowy i 170 popierających. Do drugiej wałbrzyskiej OSP
Stary Zdrój (niem.- Altwasser), w tym czasie należało 76 członków, 9
honorowych, 5 nieczynnych i 23 wspierających. Remiza tej straży
znajdowała się przy ob. ul. Wrocławskiej 35. W roku jubileuszowym
Wałbrzych miał 1,1 km². Liczył 45 tys. mieszkańców.
We wrześniu 1931r. miejski radca budowlany inż. Otto Rogge przeszedł na
zasłużoną emeryturę i mógł poświęcić się bez reszty społecznej służbie
strażackiej. Jego następcą został inż. Pagel, który nie angażował się
zbyt mocno na polu ochrony przeciwpożarowej. Wkrótce Rogge został tego
kierownikiem biura Rady Związku.
Społeczna służba strażacka dyrektora pożarniczego inż. Otto Rogge
została uhonorowana przez Radę Niemieckiego Związku Straży Pożarnych (Deutsche
Feuerwehrverband), najwyższym odznaczeniem korporacyjnym - Honorowym
Krzyżem Niemieckich Straży Pożarnych klasy I (Deutsche Feuerwehren
Ehrenkreuz). Nastąpiło to dnia - 7 marca 1932r.
Po dojściu nazistów do władzy w Niemczech przeprowadzane reformy objęły
też ochronę przeciwpożarową. Pierwszy etap tej reformy służący budowie
państwa totalitarnego, zapoczątkowała ustawa o ujednoliceniu wszystkich
dziedzin państwa (Gleichschaltung z 31 marca 1933r.) oraz przepisy
ustawy z 28 grudnia 1933r. o gaszenie pożarów w Prusach. Potem
systematycznie ochotnicze straże i związki traciły charakter
samorządnych stowarzyszeń i stawały się formacjami pomocniczymi policji.
Wreszcie ustawa z 23 listopada 1938r., która zniosła resztki
samodzielności i włączyła straże do Policji Porządkowej. Temu procesowi
towarzyszyły czystki kadrowe. Wielu działaczy występowało z szeregów
straży.
W dolnośląskim związku, tak jak i w pozostałych prowincjonalnych i
równorzędnych strukturach przyjęto zasadę pryncypatu i uznaniu kanclerza
III Rzeszy Adolfa Hitlera wodzem niemieckich ochotniczych straży
pożarnych. W dolnośląskim związku wprowadzono ją uchwałą nadzwyczajnego
zjazdu, we Wrocławiu - 18 listopada 1933r. Wybrano też Radę Dowódczą,
Wodzowską (Führerrat) Związku Prowincjonalnego, w której znalazł się,
jako zastępca przewodniczącego - O. Rogge. Przewodniczący wałbrzyskiej
straży, niebawem, bo 2 grudnia 1933r. został członkiem 3-osobowej rady
Okręgu Rejencyjnego we Wrocławiu. W następnym roku realizując zadania
kierownictwa III Rzeszy i wg. dyrektyw kierownictwa MSW i Policji, Otto
Rogge opracował nową strukturę organizacyjną Dolnośląskiego ZSP.
Wprowadzała ona ogniowo ponad powiatowe w postaci sześciu grup, w tym
-Wałbrzych. Wtedy też wybrano nowy dziewięcioosobowy skład Rady
Dowódczej z O. Rogge, jako zastępcą Dowódcy Prowincjonalnego i
kierownika sztabu rady. Jeszcze w 1934r. ten skład gruntownie zmieniono.
Nie znalazł się w nim m. in. inż. Otto Rogge. Znalazł się za to
nadburmistrz Wałbrzycha - Daniel, jako reprezentant dolnośląskich miast.
W sobotę 22 lutego 1936r. Rada Dowódcza w dowód uznania i 25-letnią
oddaną służbę, przyznała Otto Rogge Medal Johannesa Hellmanna zwanego
Ojcem Śląskich Strażaków. Rogge otrzymał ten prestiżowy medal, jako
ostatni w historii związku. Regulamin medalu dopuszczał liczbę żyjących
kawalerów medalu do 12. Do naszych czasów zachował jeden dyplom, jaki
otrzymywali odznaczani- dyplom O. Rogge. Nazajutrz, odbyła się
uroczystość dekoracji O. Rogge Medalem J. Hellmanna. Przybyło na nią
grono osób na czele z Prowincjonalnym Wodzem Straży Pożarnych - Ewaldem
Sauerbierem, który stał na czele związków: Górnośląskiego i
Dolnośląskiego. Straże ziemskiego powiatu reprezentował ich wódz – inż.
Otto Grün z Sobięcina. Obecni byli też K. Voigt oraz radca miejski/d-ca
wałbrzyskiej policyjnej grupy saperskiej (Technische Nothilfe) -
Neumann.
Dnia 9 marca 1938r. dr prawa Georg Kroll (b. sędzia sądu w Nowej Rudzie)
- komisaryczny prezydent rejencji wrocławskiej, z powodu osiągnięcia
wieku emerytalnego obowiązującego w strażach pożarnych, odwołał z dniem
1 kwietnia 1938r. Otto Rogge z zajmowanych stanowisk w związku.
Nazajutrz na placu strażnicy OSP Wałbrzychu, odbył się uroczysty apel
służbowy, podczas którego pożegnano lubianego i szanowanego Otto Rogge.
W imieniu członków wałbrzyskiej straży pożegnał go Worte. Przemawiali
też Sauerbier i Neumann. Podczas apelu, w którym uczestniczyło 180
strażaków Freiwillige Feuerwehr Waldenburg i powiatowi dowódcy, wodzowie
z terenu Dolnego Śląska, inż. Otto Rogge otrzymał tytuł Członka
Honorowego wałbrzyskiej straży. Odnotować należy obecność delegacji
Ochotniczego Towarzystwa Ratowniczego, Czerwonego Krzyża. Po uroczystym
apelu jego uczestnicy zasiedli do stołów biesiadnych, w jednym z lokali
na terenie Górnego Wałbrzycha.
Następcą inż. Otto Rogge na stanowisku dowódcy, wodza, został
nadinspektor jednego z przedsiębiorstw miejskich, a w wałbrzyskiej OSP -
główny ogniomistrz (Hauptbrandmeister) - Adolf Ilchmann. On też został
dowódcą, wodzem miejskiego związku powiatowego. Funkcje nadogniomistrzów
zajmowali: Günzel, Heinzel i mistrz ciesielski Wuttke, który służył w
straży od 1908r. Nowy szef rozpoczął społeczną służbę w 1908r. Nim
poszedł na front, w latach 1914-1916, był skarbnikiem w dwuosobowej
prowizorycznej komendzie OSP - drugim był Zolna. Po powrocie z frontu
zajął wcześniej pełnione funkcje w swej straży.
Po zakończeniu służby przeniósł się z żoną do pod wałbrzyskiego, Białego
Kamienia (niem.-Wieβstein) i zamieszkał przy Birkenweg 11 (od 1945r. do
31 grudnia 1950r. - Stefana Okrzei), w spokojnej okolicy i przytulnym
domku jednorodzinnym. Czy go zaprojektował?
Jednym z bolesnych skutków, jakie przyniosła zła wojna wywołana przez
hitlerowskie Niemcy, były wysiedlenia ludności. Objęły one m. in.
ludność niemiecką z terenu Ziemi Wałbrzyskiej. Ludność ta miała tego
gorzką świadomość i w napięciu oraz w strachu oczekiwała terminów
wysiedlenia. Akcja taka ruszyła 1 maja 1946r. Drugi transport miał
wyjechać 3 maja. Państwo Rogge czekali na ten bolesny moment. Jednak los
sprawił, że Anna Rogge dnia 1 maja 1946r. zmarła lub dokonała
samobójstwa. W tym czasie takie czyny wśród ludności niemieckiej były
częste. W akcie zejścia nr 176 - jak wtedy nazywano akt zgonu,
sporządzonym przez urzędnika USC - 2 maja 1946r., zapisano m. in,
informacje o dacie zgonu -1 maja 1946r. i jego godzinie - 12 min. 20.
Niestety, w akcie zejścia, nie podano przyczyny zgonu. Podpisali go O. Rogge i urzędnik USC. Podpis Rogge złożony na akcie zejścia zdradza
emocje emerytowanego radcy i przewodniczącego. Anna Rogge pochowana
została na cmentarzu ewangelickim w Białym Kamieniu przy ul. Ludowej lub
na cmentarzu komunalnym przy ul. Miłosnej, w pobliżu miejsca
zamieszkania. Obie nekropolie nie istneją.
Nie wiemy, w jakim momencie inż. Otto Rogge został wysiedlony z miasta
Biały Kamień do okupowanych Niemiec. Mogło to nastąpić jeszcze 1946r.,
gdy wysiedlanie ludności niemieckiej z terenu powiatu wałbrzyskiego
przeprowadzano do czerwca i od sierpnia do grudnia. W roku następnym
taka akcja kontynuowana była, od czerwca do października, a w 1948r., od
lutego do września. Ludność niemiecką wysiedlano transportem kolejowym
na teren brytyjskiej stref okupacyjnej. Nie wiemy gdzie zamieszkał Otto
Rogge po wysiedleniu z Białego Kamienia. Wiemy tylko, że przed
umieszczeniem w szpitalu, w którym zmarł, był mieszkańcem znanego
uzdrowiska i perły architektury - Bad Salzuflen przy Augustastrasse 2.
Po zakończeniu wojny, w kurorcie miała siedzibę Polska Misja Wojskowa
przy Dowództwie Brytyjskich Sił Zbrojnych w strefie brytyjskiej
okupowanych Niemiec.
Inż. Otto Rogge zmarł w szpitalu klinicznym należącym do fundacji
ewangelickiej Bethesda w Hamburgu - Bergedorf, dnia 19 lipca 1955r., a
urna jego prochami została złożona do grobu- 27 sierpnia 1955r. na
cmentarzu w Hamburgu przy Reinbekstrasse. Żegnało go grono przyjaciół na
czele z bratem Rudolfem, który był mieszkańcem Schönebeck.
Radca i przewodniczący inż. Otto Rogge aktywnie działał w Towarzystwie
Starożytności Ziemi Wałbrzyskiej, a po jego przekształceniu, w
Wałbrzyskim Towarzystwie Muzealnym. Zasiadał w jego zarządzie od 26 maja
1924r., gdy przewodniczącym towarzystwa, był nadburmistrz dr Konrad
Wieβner, a po nim dr Willi Erdmann. Za sprawą radcy Otto Rogge, 1
kwietnia 1911r. magistrat oddał 4 pomieszczenia w budynku przy ówczesnej
Bäckerstrasse 6 (ob. Rycerska) na potrzeby Muzeum Starożytności Ziemi
Wałbrzyskiej. W pierwszym zarządzie towarzystwa zasiadał m. in. mistrz
piekarski August Schael⁶ (zm. w 60 roku życia, w 1909r.), który należał
do założycieli wałbrzyskiej straży, a od 1875r. do 1901r., pełnił w niej
funkcję dyrektora pożarniczego oraz wiceprzewodniczącego. Przez 26 lat
zasiadał w Zgromadzeniu Miasta (Rada Miasta), w tym 11 lat, jako jego
przewodniczący. Stał też na czele Męskiego Towarzystwa Gimnastycznego (Turnverein
„Gut Heil”), którego członkowie zawsze stanowili trzon wałbrzyskiej OSP.
Muzeum posiadało duże zbiory pożarnicze. Niestety po zakończeniu II
wojny światowej zostały rozkradzione przez nieustalonych debili.
Otto Rogge pozostawił obecne do naszych czasów działa swego umysłu,
talentu. Spotykamy je na każdym kroku - ba, niejednokrotnie korzystamy z
nich. Jego dzieła architektoniczne są wpisane w naszą świadomość i
stanowią istotne elementy krajobrazu Wałbrzycha. Bardzo często,
niedostrzegalnie wywierają wpływ na nasze postrzeganie piękna
architektury, pomysłowość zastosowanych rozwiązań budowlanych,
nowatorstwo oraz użyteczność.
Pierwsze znane decyzje radcy budowlanego inż. Rogge zostały powzięte na
jesieni 1910r., a po zakończeniu I wojny światowej - 3 sierpnia 1919r.
Listę - czy pełną?, zrealizowanych projektów inż. Otto Rogge otwiera
projekt otoczenia Miejskiej Żeńskiej Szkoły Rzemieślniczej i Handlowej
przy ob. ul. Młynarskiej 29 - otwartej 1 kwietnia 1910r. Kolejne obiekty
to: stylowa gospoda z pokojami noclegowymi, znana nam pod nazwą
-„Harcówka”, oddana - w 1911r., świątynia ewangelicko - augsburska, w
Sobięcinie - oddana w 1913r., osiedle mieszkaniowe na zboczach G.
Parkowej - w 1921r., szpital powiatowy na Gaju - w 1923r., stadion
sportowy z basenem kąpielowym⁷ na Nowym Mieście - w1926r., osiedla
mieszkaniowe na Nowym Mieście - od 1927r., świecka szkoła powszechna
przy ob. ul. Kombatantów 20 (w czasie akcji wysiedlania Niemców mieściła
punkt zbiorczy), katolicka szkoła powszechna przy ob. 11 Listopada 75,
szkoła średnia na Nowym Mieście - dziś siedziba ZS nr 1 - w 1928r.,
gmach Zarządu Kasy Chorych Miasta i Powiatu, ob. działa w nim
przychodnia zdrowia („Na Browarnej”) - w 1930r. i cmentarz komunalny
przy ob. ul. S. Żeromskiego.
Rogge, był inicjatorem, kierownikiem wielu inwestycji w mieście oraz
inspektorem nadzoru. Był autorem i współautorem planów, projektów i map.
Z racji zajmowanego stanowiska miał wpływ na politykę budowlaną i
komunalną miasta. Do najbardziej znanych inwestycji realizowanych za
jego „rządów” m. in. należą: przebudowa siedziby sądu - w 1911r., szkoła
na ob. ul. B. Limanowskiego - otwarta w1912r., liceum, a za naszych
czasów Zespół Szkół „Energetyk” - w1913r., nowa siedziba Bractwa
Strzeleckiego przy ob. Al. Wyzwolenia - w 1914r., nowy gmach szkoły
górniczej - Bergschule przy ob. ul. J. Pankiewicza - w 1920/21,
wytwórnia win i likierów Kirchniawy między ob. ulicami A. Mickiewicza i
Młynarską, szkoła kupiecka i gospodarstwa domowego dla dziewcząt,
kaplica adwentystów, przebudowa d. siedziby Czetritzów przy ob.
Zamkowej- w 1922r., Osiedle Parkowe (ob. Gaj) - w l. 1923-1925,
drukarnia przy ob. Al. Wyzwolenia-w 1925r., budynki administracyjne,
przebudowa Rynku i budowa na nim parkingu, hotel Wałbrzych na ob. Pl.
Grunwaldzkim - w1928r., siedziba Szkoły Policji Ochronnej (Schützenpolizei)-po
1945r.- szpital na Nwym Mieście, dom towarowy Schocken⁸ przy b. ul. J.
Słowackiego, kino-teatr „Capitol’ przy ob. Al. Wyzwolenia- w1929r.,
siedziba Urzędu Pracy przy ob. Pl. S. Skarżyńskiego-1930r….
Rogge, był inicjatorem i kierownikiem budów i przebudów ulic. Do
najbardziej znanych zaliczamy budowa nowoczesnych ulic: B. Chrobrego,
Wrocławskiej, Olimpijskiej,11 Listopada, S. Batorego, W. Bogusławskiego,
Lotników oraz trudnej technicznie ulicy, od Pl. Tuwima na Nowe Miasto
(37m przewyższenia). Inicjował, a następnie kierował brukowaniem ulic i
kładzeniem chodników.
Radcę Rogge śmiało można nazwać „ojcem” Nowego Miasta. Wprawdzie autorem
projektu osiedla, był znany pruski urbanista Joseph Stübben, a planu
zasiedlenia - Gustaw Langen, to Rogge stworzył szczegółową dokumentacją
nowoczesnego osiedla.
W swym dorobku Rogge pozostawił przedmowę do pracy „Neubauten im
Waldenburger Industriegebiet” oraz rozdział w pracy Waldenburg in
Schlesien”. Po wojnie na łamach Waldenburger Heimatebote” zamieszczano
artykuły na temat architektury i budownictwa niemieckiego Wałbrzycha.
Inż. Otto Rogge ma swym dorobku zawodowym projekt strażnicy ówczesnej
OSP w Wołowie. Ta funkcjonalna budowla o nienagannej bryle, służy do
chwili obecnej komendzie powiatowej i JRG w tym mieście. Otwarto ją
uroczyście dnia 26 maja 1935r., w obecności m. in. inż. O. Rogge.
Otto Rogge, był niezwykle pracowitym, zorganizowanym i kompetentnym
urzędnikiem, funkcyjnym straży i człowiekiem. Jego konsekwencja,
punktualność i dotrzymywanie danego słowa budziły niekłamany podziw.
Służył dobrymi radami i pomocą. Był jednak wymagający -jak przystało na
niemieckiego urzędnika. Nie liczył się ze swoim czasem dla innych i w
wypełnianiu służbowych oraz społecznych obowiązków, a tych miał zawsze
sporo. Cieszył się zasłużonym autorytetem - także w opinie kierownictwa
miasta, związku i mieszkańców. Tak go opisał jego podwładny emerytowany
radca budowlany - inż. Walter Kuschel na łamach „Waldenburger Heimatbot”
z 1955r.
Objaśnienia
1. Straż używała także okresowo innych oficjalnych nazw: Feuerlösch und
Rettungvereine (Związek do Gaszenia Pożarów i Ratunkowy), Ortsfeuerwehr
(Miejscowa Straż Pożarna, Miejscowy Oddział Straży Pożarnej) i
Feuerwehrlöschwessen (Oddział do Gaszenia Pożarów).
2. Przewodniczący Henschel, był organizatorem uroczystości 25-lecia FF
Waldenburg - 30 września 1894r. Uroczystości trwały od 7 rano do późnych
godzin nocnych. W ich programie znalazły się m. in. przemarsz strażaków
ob. ulicami: Przemysłową, J. Matejki i St. Moniuszki na Rynek. Strażaków
prowadziła słynna wałbrzyską górnicza orkiestra- Waldenburger
Bergkapelle. Były duże i emocjonujące ćwiczenia straży oraz miejskiej
kolumny sanitarnej oraz wystawa sprzętu pożarniczego. Wystawne przyjęcia
przeprowadzono w restauracji hotelu pod Czarnym Rumakiem -Rynek 8.
Uczestnikami uroczystości m. in. byli: przewodniczący związku
prowincjonalnego - Robert Mende, burmistrz Wilhelm Meiβner oraz
delegacje straży z terenu pow. wałbrzyskiego.
3. Do tej pory miejska OSP, była wspierana przez straż przymusową,
obowiązkową (Pflitfeuerwehr). Straż ta podlegała pod magistrat. Jej
wyszkolenie spoczywało na OSP, a podczas działań ratowniczo- gaśniczych
pozostawali pod komendą dowódcy tej OSP.
4. Karol Jäger i Oskar Gadamer (dziadek światowej sławy niemieckiego
filozofa i historyka filozofii), w 1924r. założyli na terenie ob.
Starego Glinika-Podgórza przy ob. ul. Wylotowej 1-3 (dziś znajduję się
tam zakład naprawy gaśnic) fabrykę zapałek. Karol był miejskim radcą i
właścicielem dużej cegielni w Jabłowie, który w tym czasie znajdował się
w pow. kamiennogórskim i rejencji legnickiej.
5. Na podstawie rozdziału K. Niemierki „Zarys historii w Wałbrzychu” [w]
Wałbrzyskie szkice , Wałbrzych 2012r. i opracowania M. Kleinwächtera.
6. Przed wojną jego imię nosiła ob. ul. R. Dmowskiego.
7. Obiekt wzniesiono dla upamiętnienia 500-lecia miejskości Wałbrzycha.
Uroczyście go otwarto- dnia 15 sierpnia 1926r., jako że w sierpniu
1426r. w pewnym dokumencie Wałbrzych określono miastem.
8. Autorem projektu, a może konsultantem, był światowej sławy architekt,
teoretyk sztuki i twórca konstruktywizmu - Erich Mendelshon (1887-1953).
- syn polskiego Żyda z Królestwa Polskiego i przewodniczącego OSP w
Olsztynie. W l. 1922-1923 wg projektu Ericha Mendelshona, w Głuszycy
wzniesiono nowoczesne zakłady przemysłu lekkiego (po wojnie GZPB
„Piast”, W zespole zakładu wzniesiono m. in. nowoczesną strażnicę, która
po 1945r. przez wiele lat służyła zakładowej ZSP.
Podczas pracy nad biogramem Otto Roggę m. in. korzystałem z informacji
zawartych na łamach; „Schlesische Feuerwehr Zeitnug” (m.in. BC UWr.), „Waldenburger
Wochenblatt” (Wałbrzyska BC) i „Waldenburger Heimatbot”, prac: Maxa
Kleinwächtera „Durch Waldenburgs Straβen”, Waldenburg 1937 jh., Dietmara
Hoffmanna „Feuerwehrverband der ehmemaligen preuβischen Provinz
Schlesien” zamieszczonej w „Feuerwehrchronik” 6-2010 z 30 listopada
2010r., wydawnictw jubileuszowych „Freiwillge Feuerwehr Waldenburg
1869-1919” i „Freiwillige Feuerwehr Wałdenburg Schl. Abteilung
Waldenburg 1869-1929”- autorstwa prawdopodobnie O. Rogge, monografii „Unvergessene
Waldenburger Heimat” wyd. Verlag Helmut Schal, w Norden- 1969r.,
„Słownika geografii turystycznej Sudetów. Góry Wałbrzyskie. Pogórze
Wałbrzyskie. Pogórze Bolkowskie” t.10. pod red. Marka Staffy, Wrocław
2005r. oraz informacji umieszczonych na: https;//polska-org.pl,
Wałbrzych.
RŚ
________________________________________________________
Wałbrzyskie
środowisko pożarnicze jak mało które w Polsce, może poszczycić się tym,
że miało w swych szeregach wielu znakomitych strażaków - postaci
nietuzinkowych. Wielu z nich na przestrzeni lat - po opuszczeniu Ziemi
Wałbrzyskiej, skutecznie pełniło służbę na wysokich stanowiskach, dając
dowód na to, że mały ośrodek może sprzyjać rozwojowi karier zawodowych.
Na łamach tej rubryki przypominamy ich. Przypominamy także tych -
ponadprzeciętnych, którzy pięknie zapisali się na kartach historii
wałbrzyskiej ochrony przeciwpożarowej, pełniąc w jej jednostkach
organizacyjnych służbę.
Jan Matysek Tadeusz ● Domadzierski ● Gustaw Cieślicki ● Bruno Banach ● Franciszek
Kreid ● Eugeniusz Rusiecki
PUŁKOWNIK POŻARNICTWA JAN MATYSEK

Jan Matysek urodził się 31
maja 1922r. we wsi Dąbrowa Dolna - niedaleko Bodzentyna, w powiecie
kieleckim. Jego rodzice - Władysław i Marianna z Grabów prowadzili tam
własne nieduże gospodarstwo rolne. Ich dzieci, wychowywane były w
atmosferze miłości do Ojczyzny, która z niezwykłym mozołem odradzała się
po latach zaborczej, a w wypadku kielecczyzny - rosyjskiej okrutnej
niewoli. Od dziecka słyszał wiele o krwawym powstaniu styczniowym, o
Legionach Polskich, które przechodziły przez Bodzentyn (tu był ich
szpital) i biły się na kielecczyźnie, ledwie co zakończonej wojnie
powszechnej i niedawnej z 20 roku. Słyszał, i obcował z wielu
uczestnikami walk o niepodległość. Łapczywie, jak to chłopiec,
młodzieniec, chłonął wojenne opowieści.
Przyszły wałbrzyski strażak uczęszczał do szkoły powszechnej w
Bodzentynie i od najmłodszych lat pomagał we wszystkich pracach w
gospodarstwie rolnym rodziców. Po ukończeniu szkoły dorywczo pracował
przy robotach leśnych organizowanych przez miejscowe leśnictwo. Prace
takie prowadzone były pobliskich lasach - w tajemniczych i urokliwych
Łysogórach. O stałe zatrudnienie na kielecczyźnie wtedy było niezmiernie
trudno. Podczas niemieckiej okupacji, w maju 1942r., jako obywatel
kolonialnego tworu - Generalnej Guberni, został jak wielu młodych
Polaków i Polek, wywieziony na roboty przymusowe do hitlerowskiej
Rzeszy. Trafił do cywilnego obozu pracy (Zivilarbeteirlager 503), w
miejscowości Neuhausen w Rudawach (Erzgebirge) - górach na terenie
Saksonii. Tam tęskniąc za rodziną, najbliższymi i nie mogąc się doczekać
upragnionego końca wojny, pracował niewolniczo w nieludzkich warunkach -
w chłodzie, przy wietrze i o głodzie, po kilkanaście godzin dziennie
-głównie przy wyrębie lasu.
Po upragnionym i mocno oczekiwanym wyzwoleniu obozu przez Armię Czerwoną
(w ramach operacji praskiej) - dopiero dnia 7 maja 1945r., szybko - co
by to nie znaczyło w tamtych i obecnych czasach - pieszo i przygodnym
transportem z podobnymi tułaczami wracał do Polski. Ruszył z innymi po
poł. maja 1945r. W rodzinnych progach ku radości swojej i najbliższych
zawitał po kilku tygodniach. Wtedy dowiedział się, że jego rodzinna wieś
i sąsiednie, 7 i 8 maja 1943r. została spacyfikowana przez oddział
niemieckiej żandarmerii z Kielc. Hitlerowcy zamordowali wtedy 48 osób, w
tym dzieci i kobiety oraz spalili 25 zagród. Niebawem, bo jesienią na
apel polskich władz o osiedlanie się na Ziemiach Odzyskanych, zdecydował
się na wyjazd na ich teren. Czekała tam praca i mieszkania, których
standard, był o wiele wyższy niż na terenie Polski centralnej.
Jan Matysek zawitał do polskiego już Wałbrzycha i zameldował się w
Państwowym Urzędzie Repatriacyjnym (utworzony 26 lipca 1945r.). Los
sprawił, że urząd mieścił się przy ul. J. Matejki 6 - niedaleko straży.
Pewnie to sąsiedztwo i napotkanie garstki rodaków z kieleckiego
sprawiły, że zdecydował się na podjęcie służby w miejskiej straży
pożarnej. Po rozmowie z komendantem kpt. poż. (w PSP=st. kpt.) Bruno
Banachem udał się do Ratusza i w pokoju 14, gdzie mieścił się referat
osobowy magistratu, załatwił wszystkiego niezbędne formalności - został
przyjęty do straży.
Dnia 19 listopada 1945r. podjął służbę w Miejskiej Zawodowej Straży
Pożarnej (od 1 stycznia 1951r. - Oddział I) w Wałbrzychu, której
strażnica znajdowała się przy niedawnej Bahnhofstrasse (w tłumaczeniu
polskim- ulica Dworcowa), a od lipca 1945r. noszącej nazwę ulicy
Przemysłowej. Tu spotkał młodych ludzi - młodych, ale pośpiesznie
dojrzałych przez wojenną niedolą. Ludzi dotkniętych trudami okropnej
wojny i okupacji, niewoli. Po dotarciu na zupełnie obce i nieznane
tereny, ujrzał miasto dynamiczne, dobrze utrzymane i czyste, i o dziwo -
nietknięte niszczycielską wojną. Zastał miasto pełne osób różnych
narodowości i mówiących różnymi językami. Po głównych ulicach jeździły
hałaśliwe tramwaje i nieznane mu trolejbusy. Groźnie dymiły w niebo
wysokie kominy fabryk oraz elektrowni. Zobaczył ogromne kłęby
apokaliptycznej pary ulatującej ze koksowni. Ujrzał dziwne usypiskach
popielatego miękkiego kamienia przy kopalniach - zwane potocznie
hałdami. Wśród mieszkańców, jeszcze dominowali Niemcy, których pod
koniec 1945r., było prawie 53 tys. Ci z niepokojem i pełni obaw
oczekiwali na to, co przyniesie im los, a właściwie zwycięskie
mocarstwa. Ludności polskiej w dniu 31 października 1945r. mieszkało w
Wałbrzychu 8753. Jej liczba stale rosła.
W momencie rozpoczęcia służby przez Jana Matyska, w straży wałbrzyskiej
m. in. służyli: Stanisław Zimnicki- od 6 czerwca, Antoni Witecki - od 13
czerwca, Józef Kasprzyk - od 16 sierpnia, Bruno Banach - od 15 września,
Wacław Korzeniowski - od 13 października, Ignacy Kachnikiewicz - od 20
października, Marian Piszczek- od 6 listopada, Kazimierz Bończak- od 7
listopada, Witold Radwan-od 15 listopada. Nazajutrz po Matysku podjął
służbę Franciszek Dyk z Bodzentyna.
Młodemu Matyskowi i jego kolegom - nazywanych pionierami, którzy do tej
pory nie mieli praktycznego kontaktu ze strażą pożarną, przyszło służyć,
pracować wśród wielu doświadczonych niemieckich strażaków - we wrześniu
1945r. było ich 96. To właśnie zawodowi niemieccy strażacy uczyli
Polaków strażackiego rzemiosła - solidnie i skutecznie. O dziwo nie
notowano konfliktów, zatargów, a o te - po złych wojennych
doświadczeniach było łatwo. Inna sprawa, że w sytuacji wrogości wobec
Polaków, niesubordynacji, na strażaków niemieckich mogły spaść surowe
kary. Polscy strażacy musieli nosić znienawidzone umundurowanie
niemieckie i hełmy Luftschutz - u (obrona przeciwlotnicza), które mocno
przypominały hitlerowskie hełmy wojskowe, SS.
Służbę bojową, którą nazywano - służbą w podziale ogniowym, pełniono w
systemie dwuzmianowym- podobnie jak w zawodowych strażach pożarnych w
Niemczech. Podobny też był wymiar czasowy takiego dyżuru-24 godziny. Po
służbie strażacy mieli dobę wolnego.
W 1946r. Jan Matysek z kolegami przeszedł solidny 120 - lekcyjny kurs
podstawowy dla zawodowych strażaków. Przeprowadzono go w macierzystej
jednostce podczas dyżurów.
W momencie podjęcia zawodowej służby, komendantem jednostki był
wspomniany kpt. poż. Bruno Banach (por. jego biogram w niniejszej
rubryce), który podczas okupacji krótko ukrywał się na terenie dystryktu
radomskiego. Bruno Banach kierował naszą strażą, od 15 września 1945r.
do tego momentu, a od 6 czerwca pamiętnego roku - tymczasowym
komendantem, był przedwojenny i podczas okupacji naczelnik OSP w
Samsonowie¹ k/Kielc- ogn. poż.² Stanisław Zimnicki³ (w przyszłości kpt.
poż.).
Ogn. poż. Stanisława Zimnickiego, kpr. poż. Antoniego Witeckiego (też z
Samsonowa, był początkowo przewidziany na komendanta) i kpt. poż. Bruno
Banacha do Wałbrzycha skierował mjr. poż. Stefan Meyer - „Larissa”-
wojewódzki inspektor pożarnictwa i kierownik pożarniczej grupy
operacyjnej na Okręg Administracyjny Dolny Śląsk (od 1946r. – woj.
wrocławskie).
Od 1941r. zajmował stanowisko instruktora powiatowego pożarnictwa w
Kielcach, a zaraz po wyzwoleniu kielecczyzny, był zastępcą wojewódzkiego
inspektora pożarnictwa w Kielcach.
Stefan Meyer i Bruno Banach uczestniczyli razem w kursie
oficerskim/instruktorskim⁴ w Lublinie. Kurs trwał cztery miesiące i
odbył się w 1934r.
Choć początkowo za służbę wynagrodzeniem była tylko strawa w stołówce
mieszczącej się w Ratuszu (z czasem stołówkę otwarto przy ul. J. Matejki
5, w szkole pożarniczej), zaliczkowe skromne kwoty i sorty mundurowe,
bez wahania przekonał się do humanitarnej służby. Zdobywanie
umiejętności strażackich przyśpieszały ciężkie i skomplikowane akcje
ratowniczo - gaśnicze, prowadzone - bywało, że, w zaminowanych
obiektach, lasach, czy w sąsiedztwie składów amunicji. Zmorą, były
liczne pożary spowodowane przez polskich szabrowników, czerwonoarmistów
czy pohitlerowskie podziemie. Uciążliwe były –zwłaszcza jesienią i zimą,
pożary opuszczonych przez ludność niemiecką zabudowań gospodarczych.
Prawdziwym chrztem bojowym dla strażaka Jana Matyska, były akcje
gaśnicze na początku 1946r. W niezmiernie surowych warunkach zimowych
gasił wraz z kolegami pożar monumentalnego zamku w Kamieńcu Ząbkowickim,
później, poniemiecką rozszabrowaną przez Armię Czerwoną elektrownię
zasilającą trakcję kolejową - w Ścinawce Średniej k/Nowej Rudy. W
związku z tymi pożarami do legendy przeszły ekstremalne powroty z akcji
do Wałbrzycha na odkrytych samochodach - praktycznie pokryci warstwą
lodu. Wałbrzyscy strażacy - polscy i niemieccy pomimo potwornego
zmęczenia fizycznego wykazali się ponad ludzkim hartem. Jednak ciężkim
obowiązkom służby podołać było bardzo trudno. Z artykułu zamieszczonego
na łamach nr 7 (październik) „Przeglądu Pożarniczego” wiemy, że panowała
w straży szalona fluktuacja. Autor artykułu ppłk. poż. Józef Boguszewski
podaje w nim, że do lata 1947r. przez naszą straż przewinęło się prawie
1300 osób. Głównymi przyczynami takiej fluktuacji, były bardzo niskie
zarobki, uciążliwości związane ze służbą strażacką oraz w wielu
przypadkach traktowanie jej, jako „zaczepienie” się do momentu
znalezienia lepiej płatnej pracy - z czym w Wałbrzychu nie było trudno.
Latem 1947r. wałbrzyska zawodówka dysponowała - co prawda mocno
wyeksploatowanym - taborem, na który składały się m. in. tzw. lekkie
pogotowie LF - 8 na podwoziu mercedesa, trzy autodrabiny, autopompa
wyprodukowana przez znaną firmę Koebe w m. Luckenwalde (zakupiona przez
magistrat Waldenburga na 50 -lecie straży, w 1920r.). Tabor ten oraz
cztery pozostałe samochody pożarnicze niemieckiej straży, został
ewakuowany 7 maja 1945r. do czeskiego (wtedy jeszcze Protektorat Czech i
Moraw) Nachodu. Po jakimś czasie tabor został częściowo odzyskany.
Jednak musiał on być poddany remontowi.
Jan Matysek dnia 1 listopada 1949r. ukończył w wałbrzyskiej Wojewódzkiej
Szkole Pożarniczej kurs dla zawodowych podoficerów pożarnictwa i został
kapralem pożarnictwa. Tak się stało, że dzień ten, był ostatnim w
służbie w Wałbrzychu na stanowiskach miejskiego komendanta i szkoły.-
kpt. poż. Bruno Banacha, który odchodził do stolicy. Tam objął
stanowisko kierownika referatu ochrony przeciwpożarowej w Polskich
Liniach Lotniczych „Lot”. W 1953r., kiedy miejskim komendantem i szkoły,
był kpt. poż. Jerzy Królicki (niebawem objął stanowisko miejskiego
komendanta straży pożarnych we Wrocławiu), a stanowisko wojewódzkiego
komendanta straży pożarnych we Wrocławiu zajmował kpt. szef (ppłk poż, w
PSP= bryg.) Kazimierz Łabno- jeden z pierwszych polskich zawodowych
oficerów pożarnictwa, jako wyróżniający się podoficer Jan Matysek został
skierowany na kurs oficerski. Odbył go w Oddziale Centralnej Oficerskiej
Szkoły Pożarniczej w Poznaniu- od 7 marca do 1 lipca 1953r. Ów kurs miał
przydługawą nazwę: specjalistyczny kurs oficerski dla zastępców do spraw
polityczno - wychowawczych wojewódzkich i powiatowych komendantów straży
pożarnych i zastępców miejskich komendantów straży pożarnych Po jego
ukończeniu Matysek został promowany na pierwszy stopień w korpusie
oficerów pożarnictwa-aspiranta. Jako oficer pożarnictwa został mianowany
na stanowisko zastępcy miejskiego komendanta straży pożarnych ds.
polityczno - wychowawczych. Zajmował je do momentu zniesienia takich
stanowisk na podstawie zarządzania MSW nr 181 z dnia 18 sierpnia 1958r.
Jako zastępca komendanta ds. polityczno - wychowawczych wykonywał
zadania w zakresu wychowania politycznego, ideologicznego, spraw
osobowo- kadrowych, wychowania fizycznego oraz oświaty. Był twórcą
naszej strażackiej biblioteki. Organizował kursy uzupełniające z zakresu
szkoły podstawowej, języka polskiego i rosyjskiego. Pełnił też obowiązki
przypominające współczesnego rzecznika prasowego. Z tej racji pisał
materiały do „Gazety Strażackiej”, „Przeglądu Pożarniczego”, „Strażaka”
oraz do naszej prasy. Wygłaszał pogadanki o tematyce przeciwpożarowej na
antenie wałbrzyskiej radiofonii przewodowej.
Od 1945r. do końca 1961r. siedziba miejskiej komendy znajdowała się przy
ul. Przemysłowej 1 - wspólnie z Oddziałem I.
Wkrótce po tym jak zniesiono stanowisko pełnione od 1953r. przez kpt.
poż. J. Matyska został on powołany na stanowisko … zastępcy miejskiego
komendanta straży pożarnych. Dodatkowo, od 1 września 1960r. przez kilka
miesięcy nadzorował działalność Oddziału I, bowiem dotychczasowy dowódca
tej jednostki - legendarny kpt. poż. Franciszek Siemaszko (był dowódcą
od 1 maja 1955r.), przeniósł się do Gdańska, gdzie mieszkało wielu jego
kolegów z wileńskiej i podjął służbę w tamtejszej Portowej Straży
Pożarnej. Od momentu zajęcia stanowiska zastępcy miejskiego komendanta
kpt. poż. stał na czele wieloosobowego stanowiska ds. akcji zapobiegania
pożarom. W praktyce oznaczało to nieustanną pracę w terenie. Po
połączeniu wałbrzyskich komend straży pożarnych- miejskiej i powiatowej
w Komendę Straży Pożarnych dla miasta i powiatu- z dniem 1 stycznia
1962r, (siedziba mieściła się przy ul. J. Matejki 5), objął w niej
stanowisko zastępcy komendanta. Oczywiście nie rozstał się kluczową
dziedziną ochrony przeciwpożarową- zapobieganiem pożarom, prewencja.
Jego najdzielniejszym druhem przez wiele lat, był podoficer pożarnictwa-
st. ogn. Leon Bogucki. Potem na długie lata dołączył do nich inny
podoficer-st. ogn. Franciszek Kosman. Trzeba w tym miejscu dodać, że na
profilaktycznym froncie doraźnie służyło wielu podoficerów z tzw.
podziału bojowego oraz wszyscy oficerowie. Na obszarach wiejskich i w
małych miastach wspierani byli oni przez przeciwpożarowe zespoły
kontrolne złożone z członków OSP. W zakładach pracy działały komisje
przeciwpożarowe, pożarowo - techniczne. Ludzie z OSP i komisji
przechodzili szkolenia. Prowadził je personel z Komendy Straży
Pożarnych.
Po tym jak 10 czerwca 1972r. ppłk poż, kpt. szef Zdzisław Nowaczyk
(komendantem był od 15 stycznia 1968r., przyszedł do nas z Warszawy)
został przeniesiony do Płocka (woj. warszawskie), gdzie objął prestiżowe
stanowisko komendanta - największej w Polsce- Zakładowej ZSP przy
Mazowieckich Zakładach Rafineryjno-Petrochemicznych, oczywistym było, że
mjr poż., st. kpt. poż. Jan Matysek obejmie opuszczone stanowisko. Tedy
dnia 12 czerwca 1972r. na wniosek ówczesnego wojewódzkiego komendanta
straży pożarnych - płk. poż, kpt. sztabu (bryg. w PSP) i b.
wałbrzyszanina, który po wojnie służył w naszej MZSP-Tadeusza
Domadzierskiego (biogram w tej zakładce), został zatwierdzony przez
Prezydium Miejską Radę Narodowej (przewodniczący-Józef Florczak) w
Wałbrzychu, działającą w tym względzie w porozumieniu z Prezydium
Powiatową Radą Narodową w Wałbrzychu (przewodniczący-Bolesław Biliński,
jej siedziba mieściła się przy ul. J. Matejki 1.) na stanowisku
komendanta straży pożarnych dla miasta i powiatu straży pożarnych w
Wałbrzych. Wcześniej, bo 9 czerwca 1972r. mjr. poż., st. kpt. poż.(w PSP=
ml, bryg.) Jan Matysek przejął tą komendę. W tym momencie w wałbrzyskiej
komendzie straży pożarnych pełniło służbę 11 członków Korpusu
Technicznego Pożarnictwa, pracowało dziewięć osób na stanowiskach
cywilnych. Na obu oddziałach (III był w remoncie), pełniło służbę 94
członków KTP, a na stanowiskach cywilnych było cztery telefonistki. W
podziale bojowym, było wtedy aż 14 wakatów.
Wróćmy raz jeszcze do kluczowej działalności, jaka było zapobiegania
pożarom. Kluczowej, bowiem okręg wałbrzyski należał do najbardziej
uprzemysłowionych i zaludnionych w Polsce. To sprawiało, że występowało
na Ziemi Wałbrzyskiej ogromne zagrożenie pożarowe. Przez to też na
wałbrzyskich strażakach spoczywał ogromny obowiązek prowadzenia
profesjonalnej, cierpliwej, a i surowej, systematycznej pracy
profilaktycznej. W tej dziedzinie oficer i komendant Jan Matysek, był
niedoścignionym mistrzem. Potwierdza to przyznanie mu przez Komendę
Główną Straży Pożarnych uprawnień rzeczoznawcy. Dnia 8 kwietnia 1972r.,
uzyskał specjalizację w zakresie zapobiegania pożarom.
Śmiało wyrazić pogląd, że w zakresie profilaktyki położył największe
zasługi, w całej historii powojennego Wałbrzycha, ziemi wałbrzyskiej, a
największym jego osiągnięciem, było to, że nie odnotowano na naszym
terenie katastrofalnego pożaru, który by obrócił w perzynę cały zakład
przemysłowy, produkcyjny, bazę magazynową czy obiekt użyteczności
publicznej.
Nie zmieniając gabinetu, stał się powiatowym komendantem, po tym jak
Sejm uchwalił 22 listopada 1973r. ustawę o radach narodowych, na
podstawie, której 10 grudnia 1973r. powołano Powiatową Komendę Straży
Pożarnych dla obu wałbrzyskich powiatów. Komenda podporządkowana została
naczelnikowi miasta i powiatu- mgr Władysławowi Pruchnickiemu i była
jednostką organizacyjną Urzędu Miasta i Powiatu w Wałbrzychu.
Po utworzeniu województwa wałbrzyskiego, wojewoda wałbrzyski mgr Antoni
Trembulak, dnia 6 czerwca 1975. na wniosek komendanta głównego straży
pożarnych- płk. poż. Zygmunta Jarosza na stanowisko komendanta
wojewódzkiego straży pożarnych w Wałbrzychu powołał z dniem 1 czerwca
1975r. - ppłk. poż. mgr. Kazimierza Kołodziejczyka. Wkrótce - 25 czerwca
1975r. ustanowił Statut UW i na jego podstawie powołał Komendę
Wojewódzką Straży Pożarnych. Niebawem, bo 1 lipca 1975r.(z dniem 1
czerwca 1975r.), na wniosek komendanta wojewódzkiego wojewoda mianował
na stanowisko zastępcy komendanta wojewódzkiego - mjr. poż. Jana
Matyska. Obaj oficerowie przystąpili do tworzenia KWSP i jednostek
organizacyjnych jej podległych. W Wałbrzychu jak i kilku innych miastach
na miejsce powiatowych komend, powołano komendy rejonowe. Na czele
wałbrzyskiej stanął ppor. poż., st. asp. (w PSP=mł. kpt.) Józef Zaranek
- absolwent ostatniego XV stacjonarnego turnusu SOP. Oficer ten kierował
komendą do 1988r. - najdłużej w historii wałbrzyskich komend. Siedzibę
komendy rejonowej ulokowano … w strażnicy „Jedynki”.
Ważnym polem służby Jana Matyska, było prowadzenie zajęć (wykłady i
zajęcia praktyczne) w wałbrzyskich placówkach szkolenia pożarniczego-
wojewódzkiej szkole pożarniczej, szkole podoficerskiej i w wojewódzkim
ośrodku szkolenia pożarniczego oraz szkolenie przeciwpożarowych zespołów
kontrolnych OSP z terenu powiatu wałbrzyskiego. W przypadku szkoleń z
udziałem członków OSP występował w podwójnej roli - organizatora i
koordynatora w porozumieniu z administracją powiatową, gromad, miast i
osiedli, a następnie gmin i miast oraz osoby uczącej - wykładowcy,
instruktora. Wygłosił setki pogadanek- w tym społecznie, dla dzieci i
młodzieży szkolnej oraz na zebraniach wiejskich z zakresu zapobiegania
pożarom, postępowania na wypadek pożaru i obsługi podręcznego sprzętu
gaśniczego.
Oficer Jan Matysek stale podnosił, uzupełniał swe zawodowe, oficerskie
kwalifikacje. Niepoliczoną ilość raz uczestniczył kursach zapobiegania
pożarom, organizacji i zarządzania, operacyjnym obrony cywilnej,
organizowanych przez KGSP i WKSP oraz administrację wojewódzką.
Uczęszczał w systemie wieczorowym do liceum ogólnokształcące i uzyskał,
w 1958r. świadectwo dojrzałości. Odbył w Szkole Oficerów Pożarnictwa-
zaoczny uzupełniający kurs oficerski.
Jan Matysek, długo był sportowcem. Uprawiał siatkówkę. Reprezentował
wałbrzyską straż w wielu zawodach szczebla ponadregionalnego i
krajowego. Wielokrotnie uczestniczył, jako zawodnik w wojewódzkich
zawodach sportowo-pożarniczych.
Przez wiele lat brał udział w pracach i reprezentował komendę w
wałbrzyskiej Miejskiej Komendzie Terenowej Obrony Przeciwlotniczej, a
następnie Powszechnej Samoobrony.
Oficer Jan Matysek przez dziesiątki lat służył społecznie mieszkańcom
Ziemi Wałbrzyskiej, miastu Wałbrzych - także na obszarach poza
pożarniczych. Przez dwie kadencje był radnym Miejskiej Rady Narodowej i
również przez dwie kadencje ławnikiem sądowym. Działał w samorządzie
mieszkańców osiedla Nowe Miasto. Na terenie tej dzielnicy przy ul. Psie
Pole mieszkał ponad 30 lat. Stąd blisko miał do stadionu ukochanego
„Górnika” Wałbrzych. Był blisko spraw tego klubu sportowego, a za
sąsiadów miał wielu jego działaczy i sportowców. Przyjaźnił się z ppłk
poż. mgr. Romanem Granowskim - długoletnim inspektorem ochrony
przeciwpożarowej Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego,
tenisistą, koszykarzem i sędzią międzynarodowym tej dyscypliny oraz
cenionym diałaczem.
Należał do Polskiej Partii Socjalistycznej, Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej, Związku Zawodowego Pracowników Samorządu Terytorialnego i
Użyteczności Publicznej, Związku Zawodowego Pracowników Państwowych i
Społecznych, Towarzystwa Przyjaźni Polsko - Radzieckiej, Towarzystwa
Rozwoju Ziem Zachodnich. Reprezentował naszą straż w miejskich
komitetach: Frontu Jedności Narodu oraz Polskiego Komitetu Obrońców
Pokoju.
Od 1957r., tj. od założenia na Ziemi Wałbrzyskiej oddziału ZOSP, przez
dziesiątki lat działał w strażactwie ochotniczym powiatu wałbrzyskiego i
województwa wałbrzyskiego. Pełnił ważne w nim wybieralne i społeczne
funkcje w zarządach szczebla wojewódzkiego i powiatowego. Od 1961r. do
31 maja 1975r., zasiadał w Zarządu Oddziału Powiatowego ZOSP - w tym, od
1972r., jako wiceprezes. Po utworzeniu Tymczasowego ZW ZOSP- od 7
sierpnia 1975r. był jego członkiem. Następnie- od 17 listopada 1976r.
piastował funkcję skarbnika ZW i przewodniczył Komisji ds.
współzawodnictwa tego ZW. Potem- od 25 marca 1979r. wchodził do
Prezydium ZW. Dnia 9 czerwca 1983r. został ponownie wybrany na skarbnika
ZW. Był nim do 13 czerwca 1987r. W tym okresie stał także na czele
Komisji ds. współzawodnictwa i kultury ZW.
Pułkownik pożarnictwa - Jan Matysek, w czasie swojej aktywności
zawodowej i działalności społecznej, za oddaną służbę i działalność na
rzecz ochrony przeciwpożarowej, obronności - zwłaszcza obrony cywilnej,
LPŻ/LOK LZS, PCK, ZHP. Był wielokrotnie nagradzany i honorowany wysokimi
odznaczeniami państwowymi, resortowymi, korporacyjnymi i regionalnymi.
Są na tej długiej liście: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia (22 lipca
1977r.), Złoty Krzyż Zasługi (Brązowy KZ otrzymał w 1955r.), Złoty Medal
za zasługi dla obronności kraju, Złoty Znak Związku OSP, złote, srebrne
i brązowe medale: za zasługi dla ochrony przeciwpowodziowej, za zasługi
w ochronie porządku publicznego, za zasługi dla pożarnictwa, za zasługi
dla LOK i PCK, Odznaka Frontu Jedności Narodu, Medal X- lecia, Medal
40-lecia PRL, Honorowa Odznaka Przyjaciela ZHP. Są na tej liście
regionalne wyróżnienia: Zasłużonego dla Dolnego Śląska, Odznaka XV
Dolnego Śląska, Za zasługi dla Województwa Wałbrzyskiego.
Dnia 29 kwietnia 1985r., wałbrzyska MRN, jako jedynemu wałbrzyskiemu
strażakowi nadała mu tytuł Zasłużonego Obywatela Wałbrzycha.
18 maja 1980r. Jan Matysek został awansowany do stopnia pułkownika
pożarnictwa- pierwszego i jak do tej pory jedynego pułkownika, który
nieprzerwanie pełnił służbę w Wałbrzychu- od otrzymania stopnia
służbowego: strażaka.
Płk poż. Jan Matysek odszedł na zaopatrzenie emerytalne dnia 14
listopada 1983r. Nastąpiło to na pięć dni przed ukończeniem 38 rok
zawodowej służby pożarniczej. Żegnany był wspólnie z komendantem
wojewódzkim straży pożarnych z płk. poż. mgr. Kazimierzem
Kołodziejczykiem, który zaczynał zawodową służbę jesienią 1945r.- w MZSP
Świdnica..
Przejście na emeryturę nie oznaczało zerwaniem z ukochanym pożarnictwem.
Często zaglądał do straży. Ponieważ mieszkał na terenie „dwójki” miał
stały kontakt ze strażakami. Uczestniczył w niejednym pogrzebie w
Wałbrzychu, Świdnicy, Legnicy, Jeleniej Górze, Wrocławiu. Żegnał dawnego
kolegę - płk. poż. Zbigniewa Jacorzyńskiego w Bielsku-Białej. Należał do
współorganizatorów wałbrzyskiego koła Związku Emerytów i Rencistów
Pożarnictwa RP, które powstało 6 września 1995r. Przez wiele lat borykał
się z uciążliwą chorobą oczu. Jakby nie dość kłopotów - najpierw mu
zmarła żona Barbara- wieloletnia podoficer wałbrzyskich komend, a wiosną
2018r. syn Ryszard.
Pułkownik pożarnictwa w stanie spoczynku zmarł 5 listopada 2018. w
Dąbrowie Górniczej⁶ w woj. śląskim. Pochowany został na cmentarzu przy
u. Przemysłowej- po sąsiedzku naszej straży pożarnej. Dołączył do
licznego grona swych przyjaciół, kolegów i podwładnych, którzy
spoczywają na tym cmentarzu- blisko miejsca, z którym był zawodowo
związany, od pionierskich niepowtarzalnych czasów i swej młodości.
Objaśnienia:
1.OSP w Samsonowie założył w 1928r. oficer rezerwy WP i nauczyciel -
Gustaw Fiedler. Od kwietnia 1946r. był zastępcą mjr. poż. Stefana
Meyera, a od 23 września 47r. do 31 sierpnia 1949r. kierował Oddziałem
Ochrony przed Pożarami i Innymi Klęskami w UW we Wrocławiu. Często w
Woj. Szkole wykłady i komisj egzaminacyjnej
2. W l. 1940- 1951- najwyższy stopień wśród zawodowych podoficerów
pożarnictwa.
3. Stanislaw Zimnicki żył w l. 1911-1978. Podczas okupacji działał w
ruchu oporu. Za prowadzenie sabotażu gospodarczego został aresztowany i
osadzony w kieleckim więzieniu policyjnym. Uciekł stamtąd i uniknął
wywiezienia do obozu koncentracyjnego. Początkowo pełnił służbę w MZSP,
a następnie w WSzP. W 1950r. przeniósł się do Wrocławia gdzie pełnił m.
in. służbę w tamtejszej WSzP .W garnizonie wrocławskim pełnił służbę do
1977r.
4. Właściwa nazwa tego kursu brzmiała: kurs pożarniczy VII stopnia dla
kandydatów do Korpusu Technicznego Związku Straży Pożarnych RP.
5. Kpt. poż. Adam Szczepański, ppor. poż..Henryk, Bartłomiejczyk, ppor.
poż. Wiesław Znamienkiewicz, st. ogn. Henryk Bartkowiak, st. ogn. Leon
Bogucki, st. ogn. Józef Kasprzyk, st. ogn. poż. Władysław Monasterski,
ogn. poż. Franciszek Kosman, mł. ogn. poż. Tadeusz Tomkiewicz sekc.
Barbara Cieślińska oraz sekc. Genowefa Sudenis,
6. W okresie rozbiorów wchodziła do zaboru rosyjskiego - gubernia
kielecka W II RP należała do woj. kieleckiego.
_______________________________________________
PUŁKOWNIK POŻARNICTWA TADEUSZ
DOMADZIERSKI
Tadeusz Domadzierski, to pierwszy wałbrzyski strażak, który dostąpił
zaszczytu pełnienia służby na stanowisku Komendanta wojewódzkiego -
wtedy wojewódzkiego Komendanta – straży pożarnych.
Ten szlachetny człowiek i wysokiej kultury osobistej oficer, przy tym
mądry oraz znakomity dowódca, pełnił służbę w wałbrzyskiej Miejskiej
Zawodowej Straży Pożarnej, w gorącym powojennym czasie, kiedy na Ziemi
Wałbrzyskiej wartko i przy niezrozumiałych dziś trudnościach, w
arcyskomplikowanej sytuacji społecznej, politycznej oraz w
wielonarodowym
i kulturowym tyglu, budowano zręby polskiej ochrony przeciwpożarowej.
Nie tylko ochrony przeciwpożarowej.

T. Domadzierski urodził się 16 sierpnia 1924r. w Borysławiu -
legendarnym dla wielu współczesnych wałbrzyszan mieście. Mieście o
którym jeszcze dziś mówi się, że urodzonych w nim obecnych mieszkańców
Wałbrzycha jest siedem razy więcej, niż przed wybuchem drugiej wojny
światowej wszystkich borysławian. Mieście, ważnym ośrodku wydobycia ropy
naftowej i gazu ziemnego.
W II RP miasto Borysław należało do powiatu drohobyckiego w woj.
lwowskim, które zostało powołane ustawą z dnia 3 grudnia 1920r.
Ojciec Tadeusza - Henryk (takie też otrzymał Jego syn), był robotnikiem.
Najdłużej pracował
w rafinerii ropy naftowej. Matka Antonina z domu Langer, pochodziła z
rodziny gajowego. Tadeusz był ich jedynym dzieckiem.
W rodzinnym Borysławiu Tadeusz Domadzierski uczęszczał do szkoły
powszechnej (podstawowej), po ukończeniu której wraz z rodzicami
przeniósł się do historycznego Sokala, także w woj. lwowskim.
W Sokalu, podjął naukę w Gimnazjum Zawodowym - Kupieckim i jak podał w
ankiecie personalnej wypełnionej - 12 lipca 1950r., w Kłodzku, ukończył
dwie klasy wspomnianej szkoły. Jednak w Sokalu nie zagrzał długo miejsca
i z rodzicami powrócił do rodzinnego Borysławia. Stało się to na krótko
przed najazdem wojsk niemieckich, czy jak kto woli -hitlerowskich na
Polskę. Wojna zawitała w rodzinnych stronach Tadeusza Domadzierskiego,
17 września 1939r. kiedy pojawiły się wojska niemieckie - 5 Dywizja
Pancerna z Opola - Oppeln. Po dziewięciu dniach, w znanych nam
okolicznościach, do Borysławia wkroczyły oddziały XIII Korpusu
Strzeleckiego (Piechoty) Kamienieckiej Grupy Armii. Odtąd zaczęła się
okupacja radziecka,
a Borysław wszedł do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej.
Mimo wojennych, okupacyjnych - okrutnych do granic wytrzymałości,
realiów, podjął naukę - tym razem w renomowanej zawodowej Szkole
Górniczej, gdzie miał sposobić się do prestiżowego i zarazem trudnego
zawodu górnika naftowego, ropy naftowej czy jak kto woli nafciarza.
Niestety naukę przerwały kolejne działania wojenne, kiedy 22 czerwca
1941r., hitlerowskie Niemcy uderzyły na Związek Radziecki, a jego
rodzinny Borysław stał się niebawem częścią dystryktu Galicja - Distrikt
Galizien, w Generalnym Gubernatorstwie – General - Gouvernement.
Jego szkołę wkrótce zamknięto, a on podjął pracę jako robotnik w
tartaku, a potem w kopalni nafty, ropy naftowej, przy demontażu urządzeń
technologicznych i konstrukcji. Po tym jak uległ poważnemu wypadkowi -
skomplikowane złamanie prawej nogi - przez wiele miesięcy pozostawał bez
pracy. Po wyzdrowieniu nie było już mowy o powrocie do ciężkiej
niebezpiecznej pracy na kopalni. Zmuszony został zatem do uprawiania
nielegalnego handlu. Dochody z niego na tyle były zyskowne, że mógł
opłacić kurs samochodowy i zdobyć uprawnienia kierowcy samochodowego.
Jednakże posiadanie prawa jazdy nie gwarantowało mu pracy w zawodzie
kierowcy. Pracował zatem dorywczo jako robotnik fizyczny i handlarz
obwoźny całej gamy artykułów przemysłowych i żywnościowych. Nie była to
działalność legalna i w czerwcu 1944r., czyli na krótko przed
wkroczeniem - 7 sierpnia 1944r., Armii Czerwonej, został aresztowany
przez policję niemiecką i następnie wywieziony na roboty przymusowe do
Niemiec. Nie spotkała go sroższa kara tylko dlatego, że Rzesza
potrzebowała rąk do niewolniczej pracy. Poza tym miał cenne uprawnienia
kierowcy samochodowego.
W Niemczech - tereny późniejszej NRD - umieszczony został w obozie pracy
i pracował jako robotnik przy rozwożeniu m. in. opału.
Z niemieckiej niewoli uciekł w kwietniu 1945r., gdy dobiegały dni
Tysiącletniej Rzeszy i panował totalny na jej terenie chaos, aczkolwiek
siły zbrojne szaleńczo broniły do końca to upiorne do granic wyobraźni
państwo. W wielkim zamęcie i ryzykując utratę życia, pieszo przedostał
się do Kraju Sudeckiego - Sudetenlandu - terytoriów Czech włączonych 30
września 1938r. do Rzeszy. Tak zwędrował do małej miejscowości Mala
Skala w Górach Izerskich, na terenie zamieszkałym głównie przez Niemców
Sudeckich. Czy zdawał sobie sprawę że za kilkanaście miesięcy zamieszka
niedaleko, po drugiej stronie granicy - w Wałbrzychu?
W Malej Skale wstąpił do oddziału partyzanckiego złożonego z Czechów i
Rosjan. Że był to ważny oddział świadczy fakt iż jego dowódca posiadał
stopień pułkownika Armii Czerwonej. Jego oddział prowadził działania
dywersyjne na zapleczu wojsk niemieckich. Po zakończeniu działań
wojennych - 11 maja 1945r., część partyzantów wstąpiła w szeregi Armii
Czerwonej. W ten sposób 29 maja 1945r. został partyzant Tadeusz
Domadzierski, wcielony do 139 pułku 3 Gwardyjskiej Dywizji Piechoty 3
Frontu Ukraińskiego. Niebawem jego jednostka została przerzucona na
teren Węgier. Potem trafił -20 lipca 1945r., do innej - też
gwardyjskiej. Musiał być dobrym żołnierzem, bo to że mimo młodego wieku,
był człowiekiem doświadczonym, było oczywiste. Niebawem skierowano go do
szkoły podoficerskiej na Zaporożu. W szkole zameldował się 10 stycznia
1946r.
Sposobiąc się do zawodu podoficera Armii Radzieckiej napisał list do
rodziców mieszkających - jak sądził - w rodzinnym, ukochanym Borysławiu.
Z odpowiedzi jaka nadeszła wynikało że rodzice wyjechali do Polski, na
Ziemi Zachodnie, Odzyskane do Wałbrzycha.
Kiedy rodzice Tadeusza Domadzierskiego osiedli w Wałbrzychu? bo dlaczego
- to wiemy.
Pierwszy transport repatriantów liczący 700 osób - mieszkańców
Borysławia dotarł do Wałbrzycha w sierpniu 1945r. Kolejny - 15 września.
W następnych miesiącach docierały nowe transporty kolejowe, tym razem
nie tylko z Borysławia, ale także z borysłowiakami.
Rodzice Tadeusza zamieszkali na Podgórzu, w dużej wielorodzinnej
kamienicy znajdującej się niedaleko, za słynnym wiaduktem kolejowym i w
sąsiedztwie legendarnej „Cyganerii”, na deskach której występowali m.
in. Ludwik Solski czy Władysław Hańcza. Ojciec Tadeusza znalazł pracę na
kopalni „Mieszko”
30 sierpnia 1946r.(w życiorysie napisanym 20 listopada 1972r. we
Wrocławiu pisze, że we wrześniu 1946r.) Tadeusz Domadzierski został
zwolniony z Armii Radzieckiej i niebawem - uwzględniając ówczesną
sytuację, znalazł się u ukochanych rodziców.
Po zamieszkaniu w Wałbrzychu, Tadeusz Domadzierski wstąpił do służby
liniowej w Grodzkiej, Miejskiej Zawodowej Straży Pożarnej, która
zajmowała strażnicę przy ul. Przemysłowej 1. Został w niej kierowcą,
szoferem. Wkrótce ukończył kurs zawodowego strażaka a następnie
podoficerski. Oba, w Wojewódzkiej Szkole Pożarniczej, kierowanej przez
kpt. poż. Bruno Banacha - także grodzkiego, miejskiego komendanta.
Szybko też włączył się w życie wałbrzyskiej straży i m. in. wstąpił do
koła PPS-13 lutego 1947r., którego założycielem był komendant Bruno
Banach. Po zjednoczeniu polskiego ruchu robotniczego został członkiem
PZPR.
Nim to nastąpiło, w 1948r. odbył szkolenie w Wojewódzkiej Politycznej
Szkolę PPR
w Szczawnie - Zdroju. W następnym roku, został skierowany przez ppłk poż.
Kazimierza Łabno - wojewódzkiego inspektora pożarnictwa Związku Straży
Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej
i jednocześnie kierownika Oddziału Ochrony przed Pożarami i Innymi
Klęskami
w Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu, a następnie pierwszego
wojewódzkiego komendanta straży pożarnych, na kurs oficerski.
K. Łabno przyszedł do Wrocławia z Olsztyna, gdzie był od 1 lipca 1945r.
wojewódzkim inspektorem pożarnictwa. Łabno to jeden z pierwszych
polskich zawodowych oficerów pożarnictwa i pierwszy Komendant straży
pożarnych … w Szczecinie (od 20 kwietnia do 18 maja 1945r.) o czym nie
wiedzą jeszcze w tym mieście. Oficer ten od 1929r. do 1945r. był
Komendantem straży w sztandarowej dla II RP - w Państwowej Fabryce
Związków Azotowych w Mościcach, wtedy pod Tarnowem.
Podstawowy kurs pożarniczy dla kandydatów na zawodowych oficerów
pożarnictwa, odbył Tadeusz Domadzierski w Centralnym Ośrodku Wyszkolenia
Pożarniczego nr 2 w Łodzi. Komendantem placówki, był legendarny ppłk poż
wtedy Adam Kalinowski ”Biedroń” (1898-1970). Prymusem kursu, został
Zygmunt Jarosz (1925-2007) z Radomia, który w l. 1968-1981, był
komendantem głównym straży pożarnych. Wspomniany kurs trwał od 16
sierpnia do 15 grudnia 1949r.
Po zdobyciu oficerskich gwiazdek, podporucznik pożarnictwa Tadeusz
Domadzierski zameldował się we Wrocławiu u ppłk poż. Kazimierza Łabno, i
ten powierzył mu stanowisko kierownika Referatu Ochrony przed Pożarami i
Innymi Klęskami (powiatowego komendanta straży pożarnych) i powiatowego
instruktora Związku Straży Pożarnych w Kłodzku.
W Kłodzku, ppor poż. T. Domadzierski pełnił służbę do lipca 1950r. i
został następnie służbowo przeniesiony do Strzelina. Tam objął
stanowisko powiatowego komendanta i kierował Powiatową Komendą Straży
Pożarnych przy Prezydium Powiatowej rady Narodowej, do sierpnia 1952r.
W sierpniu 1952r. jako już sprawdzony na trudnych stanowiskach
w Kłodzku i Strzelinie zostaje przeniesiony do Wojewódzkiej Komendy
Straży Pożarnych przy Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej we Wrocławiu
- taką urzędową nazwę nosiła komenda. Powierzono mu stanowisko zastępcy
wojewódzkiego komendanta. Na czele komendy stał znakomity Kazimierz
Łabno, a jej siedziba ulokowana była, w strażnicy wrocławskiej Miejskiej
Zawodowej Straży Pożarnej, przy ul. Ołbińskiej 19/21., na terenie
piastowskiego Olbina założonego jeszcze przed najazdem tatarskim.
Powołanie Tadeusza Domadzierskiego na to stanowisko, było dowodem jego
wysokiej klasy oficerskiej i zawodowej. Potwierdza to autorytet
wnioskodawcy - ppłk poż. Kazimierz Łabno. W strażnicy na Ołbinie, w tym
czasie, urzędował -na razie jako pełniący obowiązki komendanta - kpt.
poż. Jerzy Królicki. Pełniący obowiązki, bowiem kierował on jeszcze
Miejską Komendą Straży Pożarnych
w Wałbrzychu. Kpt. poż. Jerzy Królicki przestał dowodzić wałbrzyską
komendą 31 sierpnia 1953r. Od 1 września 1953r. był już tylko miejskim
komendantem SP we Wrocławiu. Owego roku kpt. poż. Jerzy Królicki, był
także przewodniczącym Komisji Weryfikacyjnej dla ustalania stopni
służbowych w pożarnictwie. Komisja działała przy Wojewódzkiej Komendzie
Straży Pożarnych.
W 1953r., od 7 marca do 1 lipca, kpt. poż. Tadeusz Domadzierski
przeszedł kurs oficerski, w Szkole Oficerów Polityczno - Wychowawczych
Pożarnictwa w Poznaniu. Wraz z nim, słuchaczami kursu byli m. in.
wałbrzyszanie i późniejsi pułkownicy Jan Matysek i Zbigniew Rygalski,
jego bliscy koledzy.
Wkrótce po zakończeniu kursu, bo 1 października 1953r., wojewódzkim
komendantem straży pożarnych we Wrocławiu został st. kpt poż. (mjr poż)
Stefan Antoniak - uczestnik pierwszego okupacyjnego kursu oficerskiego
(od 20 września 1942r. do 28 lutego 1943r.), w Centralnej Szkole
Pożarniczej w Warszawie. Wtedy komendantem szkoły, był wspomniany ppłk
poż. Adam Kalinowski - Biedroń. Antoniak wcześniej był wojewódzkim
komendantem straży pożarnych w Zielonej Górze. Po latach, los sprawi, że
ostatni wojewódzki komendant dla woj. wrocławskiego, przyjdzie z
Zielonej Górze. Mowa o płk poż. Eugeniuszu Bojko.
Po odejściu st. kpt. poż. Stefana Antoniaka ze stanowiska wojewódzkiego
komendanta straży pożarnych, Tadeusz Domadzierski objął kierownictwo
Wojewódzkiej Komendy Straży Pożarnych przy Prezydium Wojewódzkiej Rady
Narodowej. Stało się to w kwietniu 1954r. Jednak mimo akceptacji dla
jego osoby ze strony Prezydium WRN (przewodniczący Hilary Chełchowski
także członek Rady Państwa i Biura Politycznego KC PZPR, a od 18 grudnia
1956r. - Bronisław Ostapczuk) i Egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR
(I sekretarz - Jan Kowarz, a od 2 marca 1957r. - Władysław Matwin -
członek Biura Politycznego KC PZPR) i wniosku Komendanta Głównego Straży
Pożarnych kpt. sztabu Jana Kwiatkowskiego (uczestnik Rewolucji
Październikowej i kolega Bolesława Bieruta), minister gospodarki
komunalnej - Feliks Baranowski, ani po 7 grudnia 1954r. - minister spraw
wewnętrznych - Władysław Wicha - nie akceptowali go na tym stanowisku.
Dlaczego? Czy był ofiarą rozgrywek wewnątrz PZPR?
A może były inne przeszkody. Dlaczego zatem tak długo pełnił obowiązki
wojewódzkiego komendanta straży pożarnych?
Przypomnijmy, że w tamtym czasie Wojewódzka Komenda Straży Pożarnych
kierowała i nadzorowała ochronę przeciwpożarową na terenie województwa.
Podlegała Prezydium WRN i Komendzie Głównej Straży Pożarnych. Komendanta
powoływał minister na wniosek Komendanta Głównego i w uzgodnieniu z
Prezydium WRN - minister właściwy dla spraw wewnętrznych. Swoją, jakże
ważną opinię przedstawiał Komitet Wojewódzki PZPR.
Jednak do lipca 1958r. ministrowie: najpierw gospodarki komunalnej,
a potem spraw wewnętrznych nie godzili się na to by st. kpt. poż.
Tadeusz Domadzierski otrzymał akt mianowania na stanowisko wojewódzkiego
komendanta straży pożarnych.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że przedwojenny oficer st. kpt. poż.
Jerzy Królicki od 1 stycznia 1957r. jako Miejski Komendant we Wrocławiu
zajmował stanowisko wojewódzkiego komendanta, bowiem Wrocław, był od
tego dnia miastem wydzielonym na prawach województwa.Inna sprawa, że J. Królicki był w 1944r. Komendantem straży pożarnej
w wyzwolonym Chełmie.
Mianowanie Tadeusza Domadzierskiego na stanowisko wojewódzkiego
komendanta straży pożarnych zbiegło się z wejściem w życie zarządzenia
ministra spraw wewnętrznych z dnia 18 sierpnia 1958r. w sprawie
wytycznych dotyczących organizacji i zakresu działania wojewódzkich
i powiatowych komend straży pożarnych. Na jego podstawie komendy stały
się samodzielnymi organami, podległymi bezpośrednio prezydiom rad
narodowych, a nie jak do tej pory kierownikom wydziałów spraw
wewnętrznych.
Inna sprawa że w 1961r. przywrócono poprzednie usytuowanie komend straży
pożarnych.
W momencie objęcia stanowiska wojewódzkiego komendanta straży pożarnych,
na terenie woj. wrocławskiego istniały następujące terenowe komendy
straży pożarnych stopnia powiatowego: miejskie; w Jeleniej Górze,
Legnicy, Świdnicy i Wałbrzychu - Komendant kpt. poż. Julian Jaroszewicz,
powiatowe: w Bolesławcu, Bystrzycy Kłodzkiej, Dzierżoniowie, Górze
Śląskiej, Jaworze, Jeleniej Górze, Kamiennej Górze, Kłodzku, Legnicy,
Lubaniu, Lubinie, Lwówku Śląskim, Miliczu, Nowej Rudzie, Oleśnicy,
Oławie, Strzelinie, Środzie Śląskiej, Świdnicy, Trzebnicy, Wałbrzychu -
komendant kpt. poż. Leopold Sobczyk, Wołowie, Wrocławiu dla powiatu
wrocławskiego w strażnicy przy ul. Ołbińskiej 19/21, Ząbkowicach
Śląskich, Zgorzelcu i Złotoryi.
Zawodowych terenowych jednostek w całym województwie wrocławskim, w tym
czasie było niewiele, bo 6 - w Legnicy, Lubaniu, Lubinie, Jeleniej
Górze, Świdnicy, Wałbrzychu. W pozostałych miastach powiatowych
funkcjonowały pogotowia zawodowe posiadające po kilka etatów na zmianę
służbową, a tych było wtedy po dwie. Od 1962r. miejskie OSP
systematycznie wzmacniano etatowo i przekształcano w ZSP, tak że w
1970r. w każdym powiecie była terenowa jednostka operacyjna.
Na terenie woj. wrocławskiego w 1962r. służyło 1056 członków Korpusu
Technicznego Pożarnictwa, w tym 95 oficerów i 435 podoficerów. Cztery
lata później było 2659 członków KTP, w tym 146 oficerów i 1286
podoficerów.¹ Przy tej okazji przypomnijmy, że w 1958r. nastąpiło
uruchomienie produkcji samochodów gaśniczych w Jelczańskich Zakładach
Samochodowych. Pierwszym z wielkiej rodziny pojazdów pożarniczych, był
„Star 21 GBA 2/16”. Pojazd ten miał kabinę dla ośmiu ludzi.
Ale dodajmy że na Dolnym Śląsku produkowano także środki pianotwórcze -
Jawor (spumogen), Wrocław (deteor i proszki gaśnicze) oraz autopompy -
Świdnica.
Płk poż. Tadeusz Domadzierski, pełniąc stanowisko wojewódzkiego
komendanta straży pożarnych nigdy nie zerwał z Wałbrzychem. Bardzo,
bardzo często gościł w naszym mieście, gdzie miał rodziców, spore grono
przyjaciół i kolegów. Spotykał się ze strażakami nie tylko z okazji
oficjalnych wizyt. Bywał służbowo, roboczo, bowiem w naszym mieście
działały komórki, jednostki wchodzące w skład Wojewódzkiej Komendy
Straży Pożarnych: Wojewódzki Ośrodek Szkolenia Pożarniczego, Magazyn
Główny i Wojewódzka Stacja Ochrony Dróg Oddechowych.
Wojewódzki Komendant Straży Pożarnych, płk poż. Tadeusz Domadzierski
zmarł nagle, tragicznie-1 kwietnia 1974r.
W ostatnim zdaniu nekrologu zamieszczonego na łamach pisma „Strażak” o
Pułkowniku napisano - Zdolny, zasłużony oficer i społeczny działacz
pożarnictwa, gorący patriota, szlachetny człowiek - zyskał szacunek i
sympatię tych, którzy Go znali, z którymi współpracował.
¹- dane statystyczne za pracą płk poż. Władysława Pilawskiego „Rozwój
ochrony przeciwpożarowej na Ziemiach Zachodnich i Północnych” Warszawa
1986r.
_____________________________________________
GUSTAW CIEŚLICKI „Dąb” - PIERWSZY POWIATOWY
KOMENDANT STRAŻY POŻARNYCH
W WAŁBRZYCHU
15 lipca 1945r. stanowisko powiatowego komendanta straży pożarnych w
Wałbrzychu, objął kpt. poż. Gustaw Cieślicki. Los sprawił, że stał się
on pierwszym polskim oficerem pożarnictwa wałbrzyskiej polskiej ochrony
przeciwpożarowej. Na to stanowisko mianował go wojewódzki inspektor
pożarnictwa mjr poż. Stefan Meyer „Larissa” (pseudonim z okresu III
Powstania Śląskiego), po uprzedniej akceptacji Pełnomocnika Rządu RP na
Okręg Administracyjny Dolnego Śląska (29 maja 1946r. - województwo
wrocławskie i wojewoda wrocławski) mgr Stanisława Piaskowskiego,
pochodzącego jak Meyer z Kielc. Kpt. poż. G.Cieślicki został zatrudniony
w Urzędzie Obwodowego Pełnomocnika Rządu RP (od 29 maja 1946r. Wydział
Powiatowy, Starostwo Ziemskie), Mariana Pyszyńskiego i zgodnie z
ówczesnymi przepisami, został urzędnikiem państwowym na stanowisku
referenta spraw bezpieczeństwa pożarowego.
Jednocześnie, z polecenia Meyera i w porozumieniu z Pełnomocnikiem Rządu
na miasto Wałbrzych - Eugeniuszem Szewczykiem - objął nadzór nad
wałbrzyską zawodową strażą pożarną z niemiecką obsadą, którą dowodził ogn. poż. Stanisław Zimnicki - pochodzący z kieleckiego. Ten nadzór w
wypełniał do momentu przybycia do Wałbrzycha kpt. poż. Bruno Banacha,
tj. do 15 września 1945r. Kolejne stanowisko doszło mu po reaktywowaniu
Związku Straży Pożarnych RP. Został wtedy instruktorem powiatowym
Związku Straży Pożarnych RP i wszedł do jego powiatowych władz. Najpierw
tymczasowych. Ponieważ w tamtym niepowtarzalnym, skomplikowanym i
szaleńczo trudnym czasie, sprawy biegły szybciej niż kiedykolwiek, 15
grudnia 1945r. Minister Administracji Publicznej, wspomniany referat
przemianował na Referat - Powiatowa Komenda Straży Pożarnych. Jednak 3
września 1947r. nazwę jego zmieniono na Referat Ochrony przed Pożarami i
Innymi Klęskami. Nazwy
i tytuły - nazwami i tytułami, w praktyce
posługiwano się terminami - Powiatowa Komenda Straży Pożarnych i
powiatowy komendant straży pożarnych.
Siedziba referatu, komendy znajdowała się, w budynku przy ul. J. Matejki
3, gdzie wcześniej mieściło się niemieckie kierownictwo komunikacji
tramwajowej dla aglomeracji wałbrzyskiej oraz Elektrowni Miejskiej -
Eisenbahn - Betriebsamt und Verkehrsamt.

Gustaw Cieślicki - Pierwszy Powiatowy Komendant Straży Pożarnych w
Wałbrzychu
Kim był komendant Cieślicki? Jaka była jego droga życiowa i zawodowa do
momentu przybycia na Ziemię Wałbrzyską, do Solic – Zdroju (od 19 maja
1946r.Szczawno - Zdrój), gdzie zamieszkał przy
ul. J. Słowackiego 49? Co
robił po opuszczeniu naszych stron, w dramatycznych okolicznościach
jesienią 1948r?
Gustaw Cieślicki urodził się 30 listopada 1902r. we wsi Zochcin pod
Opatowem, na terenie ówczesnej guberni kieleckiej. Ochrzczony został, w
romańskiej, pochodzącej z XII w. kolegiacie pw. Św. Marcina,
w Opatowie,
która jest pozostałością klasztoru templariuszy. Obecnie Ziemia
Opatowska należy do woj. świętokrzyskiego. Jego rodzice - Roman i
Marianna z d. Piotrowska, prowadzili trzy hektarowe gospodarstwo rolne.
Poza Gustawem mieli oni jeszcze sześcioro dzieci. W 1907r. zmarł mu
ojciec. Jeszcze przed jego śmiercią, własność jego rodziny została
zlicytowana. Zmusiło to matkę, obarczoną siódemką dzieci do
przeprowadzki, do powiatowego Opatowa. Tu matka imała się różnych prac,
by zapewnić egzystencję całej licznej rodzinie. W Opatowie młodziutki
Gustaw uczył się najpierw w szkole powszechniej, którą ukończył z
wynikiem celującym, a po jej ukończeniu poszedł do gimnazjum. Cóż
z tego
że był wyśmienitym uczniem, skoro z powodu braku pieniędzy, musiał
przerwać edukację. Zdążył jeszcze wstąpić do męskiej drużyny ZHP. W
harcerstwie działał do momentu podjęcia zawodowej służby pożarniczej.
Był sekretarzem w opatowskiego Komendzie Hufca.
Z pożarnictwem Gustaw Cieślicki związał się jako piętnastolatek, w
1917r., kiedy został członkiem harcerskiej drużyny pożarniczej. Od
1921r, był w niej drużynowym, a potem komendantem. Od 1925r. był
członkiem OSP w Opatowie i wchodził jako sekretarz, w skład Zarządu
Okręgowego Głównego ZSP RP, a od 30 grudnia 1933r., Zarządu Oddziału
Powiatowego ZSP RP, w Opatowie, jako że tego dnia weszło w życie
rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 28 listopada 1933r. o uznaniu
stowarzyszenia Związek Straży Pożarnych RP za stowarzyszenie wyższej
użyteczności publicznej. Pierwszy
§ rozporządzenia, zmieniał
dotychczasową nazwę - Główny Związek Straży Pożarnych RP na wspomnianą,
w tytule rozporządzenia.
1 stycznia 1919r. podjął młodziutki Gustaw pracę jako urzędnik w
opatowskim starostwie. Był w nim początkowo praktykantem, a następnie
naczelnikiem kancelarii. Praca w Wydziale Powiatowym/starostwie dawała
godziwe dochody i szybko Gustaw Cieślicki uzupełnił wykształcenie
średnie, kończąc w 1922r. - wieczorową szkołę handlową. Świadectwo
maturalne uzyskał Cieślicki
w 1964r. 15 maja 1929r., powierzono mu
stanowisko instruktora powiatowego pożarnictwa,
w opatowskim starostwie.
Uzyskał wtedy stopień p.o. aspiranta pożarniczego (stopień ustanowiony
uchwałą Rady Naczelnej GZSP RP z dnia 19 kwietnia 1926r., najniższy
stopień służbowy w korpusie Inspekcyjnym zawodowych oficerów
pożarnictwa, zniesiony decyzją Ministra Spraw Wewnętrznych
z dnia 5 maja
1937r.). Objęcie stanowiska instruktora powiatowego zbiegło się z
momentem ukończenia pierwszego szkolenia oficerskiego/instruktorskiego -
15 maja 1929r., w Łodzi. Drugi kurs oficerski ukończył Gustaw Cieślicki
21 grudnia tego roku, w Krakowie. Oba szkolenia trwały po dwa miesiące.
Jednak aktu mianowania do tego stopnia dokonała aspiranta Rada Naczelna GZSP RP, dopiero 26 kwietnia 1930r., wszak zbierała się rzadko. Uchwałę
podpisał prócz ówczesnego prezesa inż. Stanisława Twardo, inspektor
naczelny Szymon Jaroszewski.
Wspomnianego dnia Rada Naczelna GZSP RP uchwaliła pierwszą w historii
polskiego pożarnictwa pragmatykę służbową dla zawodowego personelu
Związku - Przepisy o podstawowych obowiązkach
i prawach członków Korpusu
Technicznego Związku.
W skład elitarnego Korpusu Technicznego Głównego ZSP RP wszedł Cieślicki
22 maja 1932r. Warto w tym miejscu powiedzieć, że np. w 1928r. do
korpusu należało tylko 48, a dwa lata później - 85 członków - oficerów,
zaś 1934r.-176.
Trzy lata później, w lipcu 1935r., młodszy instruktor pożarniczy
(stopień wprowadzony 26 kwietnia 1930r.) G. Cieślicki odbył
w Łodzi
miesięczny kurs uzupełniający dla instruktorów powiatowych i inspektorów
wojewódzkich. Wcześnie j-w 1933r. i 1934r.- odbył kolejno kursy dla
instruktorów I kategorii Ligi Obrony Powietrznej
i Przeciwgazowej - w
Warszawie oraz instruktorów wychowania fizycznego, w Katowicach.
W momencie kiedy Gustaw Cieślicki obejmował stanowisko instruktora
powiatowego w Opatowie, naczelnym inspektorem GZSP RP, był wspomniany
wcześniej - st. insp. poż. Szymon Jaroszewski (ur. 28 października
1890r.), który wcześniej był m. in. powiatowym instruktorem w Radomsku i
wojewódzkim inspektorem w woj. nowogrodzkim, a podczas obrony stolicy we
wrześniu 1939r., stał na czele sztabu Komendy Warszawskiej Straży
Ogniowej. Potem należał do założycieli i ścisłego (II Szef Sztabu)
kierownictwa Strażackiego Ruchu Oporu „Skała”. Jaroszewskiego
aresztowano 4 czerwca 1940r.
i osadzono na Pawiaku. 14 sierpnia owego
roku został wywieziony do KL Auschwitz, gdzie 25 czerwca 1942r. zginął.
Kieleckim inspektorem pożarniczym, był od 1931r. Józef Plebanek - jeden
z pierwszych polskich oficerów pożarnictwa, bo od 1917r.. Po drugiej
wojnie światowej, był najpierw wojewódzkim inspektorem pożarnictwa, a
potem stał na czele Oddziału Pożarnictwa/Ochrony przed Pożarami i Innymi
Klęskami w Kielcach. Zasiadał też w składzie pierwszego po wojnie,
Komitetu Redakcyjnego pisma „Przegląd Pożarniczy”. Posiadał stopień
pułkownika pożarnictwa. Od 13 lutego 1957r. do 24 maja 1959r., był
prezesem Tymczasowego ZW ZOSP w Kielcach
Instruktorem powiatowym w Opatowie, był Gustaw Cieślicki do momentu
wybuchu drugiej wojny światowej i od 15 maja 1940r. do stycznia 1945r.
Stanowisko to tak jak i przed wojną usytuowane było w Wydziale
Powiatowym, starostwie opatowskim. Jednocześnie podlegał on pod względem
fachowym, merytorycznym, instruktorowi dystryktu radomskiego (Distrikt
Radom) - ppłk Józefowi Mikule (przed wojną i po wojnie, wojewódzki
inspektor, kierownik Oddziału Ochrony przed Pożarami i Innymi Klęskami w
Katowicach i pierwszy wojewódzki komendant straży pożarnych w
Katowicach). Nadzór nad jego działalnością (G. Cieślickiego) sprawowała
niemiecka władza policyjna, w tym powiecie.
W tym czasie podlegały mu straże pożarne z powiatu opatowskiego (Landkreis
Opatow),
d. sandomierskiego i miasta wydzielonego, jakim był Ostrowiec
Świętokrzyski. Po wprowadzeniu wojskowej nomenklatury - w czerwcu lub
lipcu 1940r. - otrzymał stopień porucznika pożarnictwa. Do stopnia
kapitana pożarnictwa awansowano go 4 grudnia 1942r. i ze starszeństwem
od 1 grudnia tegoż roku. Na kolejny wyższy stopień czekał przeraźliwie i
niezrozumiale długo, bo aż do …1 stycznia 1965r. W tym czasie służył
praktycznie nieprzerwanie. Nadzwyczajnie dobrze służył. Przechodził
pozytywnie wszystkie powojenne weryfikacje.
Decyzje o awansowaniu do stopnia kapitana podpisał pełniący obowiązki
Kierownika Technicznego Pożarnictwa na terenie Generalnej Guberni ppłk
Tadeusz Busza. W tym czasie bowiem, płk poż. Jerzy Lgocki, był w
podziemiu i ukrywał się przed okupacyjnym aparatem ścigania. T. Busza
przed i po wojnie, był wojewódzkim inspektorem, kierownikiem Oddziału
pożarnictwa/ Ochrony… i pierwszym wojewódzkim komendantem straży
pożarnych w Poznaniu.
Gustaw Cieślicki antyniemiecką działalność konspiracyjną rozpoczął już w
listopadzie 1939r. To w jego mieszkaniu zawiązała się opatowska komórka
Służby Zwycięstwu Polski. Cieślicki odpowiadał w niej za sprawy
organizacyjne. Po jej przekształceniu, znalazł się w Związku Walki
Zbrojnej i był oficerem organizacyjnym pod obwodu „Wierzba” z siedzibą
dowództwa, w Ostrowcu Świętokrzyskim. W tym czasie posiadał pseudonim
„Dąb” W jakimś momencie Gustaw Cieślicki włączył się do działalności
w
Strażackim Ruchu Oporu „Skała’ i został komendantem tej organizacji na
terenie powiatu opatowskiego. Warto w tym miejscu wspomnieć, że
komendantem tej organizacji w powiecie kieleckim, był wspomniany
wcześniej - Stefan Meyer „Larissa”, a radomskim kpt. poż. Konstanty
Jurkowski, który po aresztowaniu trafił do obozu koncentracyjnego Gross
- Rosen, gdzie został zamordowany.
SRO „Skała” od 1943r. był częścią Organizacji Wojskowej Korpus
Bezpieczeństwa, a ten współpracował
z Armią Ludową oraz Armią Krajową.
Wiele wskazuje, że Gustaw Cieślicki cały czas należał do Armii Krajowej.
Co robił Gustaw Cieślicki w ramach działalności konspiracyjnej? Jako
oficer straży i instruktor powiatowy miał sporo swobody w legalnym
poruszaniu na podległym mu terenie. Jego stale wizytowanie straży
pożarnych nie budziło podejrzeń ze strony władz niemieckich. Mógł zatem
kontaktować się
z dowódcami ruchu oporu i czynił to zawsze - nawet w
obecności niemieckich funkcjonariuszy policji, nieświadomych jego roli.
Nikt nie policzy ilu osobom uratował życie, preparując dla nich
dokumenty tożsamości. Wielokrotnie melinował osoby ukrywające się przed
wrogiem, w tym min. Bruno Banacha. Dzięki jego staraniom, władze
niemieckie wypuściły z aresztów wielu ludzi. Wspierał rodziny
aresztowanych przez Niemców. Organizował zaopatrzenie dla oddziałów
partyzanckich, przemycał podziemną prasę i dokumenty. Uchronił wielu
młodych ludzi przed wywózką na roboty przymusowe do Niemiec, poprzez
angażowanie ich do służby w strażach pożarnych. Nieustraszony do granic
ludzkich możliwości, ale przy tym niezwykle chłodny przytomnością. Do
legendy przeszła jego walka
o uratowanie przed niechybną śmiercią
kilkudziesięciu zakładników w Ostrowcu Świętokrzyskim, po tym jak
spaliła się sterta siana, które okoliczni chłopi zmuszeni byli przekazać
Niemcom, na ich okupantów potrzeby. Niemcy wskazywali jako przyczynę
powstania pożaru - podpalenie. Cieślicki umiał im logicznie
wyperswadować, że pożar powstał w wyniku samozapalenia. Z jego
argumentacją - nie bez oporów - zgodzili się Niemcy.
Był kluczową postacią ruchu oporu, w całym powiecie opatowskim.
Po odtworzeniu polskiej administracji, kpt. poż. Cieślicki z nieznanych
nam powodów nie wrócił na swe dotychczasowe stanowisko. Za to przed
Wielkanocą, która przypadała wtedy 4 kwietnia, został - podobnie jak i
jego brat Józef i szwagier - aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa i
osadzony
w opatowskim areszcie. Po kilkunastu dniach, przewieziono go do
aresztu w Ostrowcu Świętokrzyskim. Stąd trafił do aresztu w Kielcach,
gdzie trzymano go do czerwca 1945r. Wobec takiego rozwoju wypadków -
mimo że nie przedstawiono mu zarzutów - Gustaw Cieślicki zdecydował się
na opuszczenie Opatowa i wyjazd na Dolny Śląsk, gdzie jego kolega mjr poż. Stefan Meyer „Larissa’, był od 21 kwietnia, wojewódzkim inspektorem
pożarnictwa. Po dotarciu do Legnicy, gdzie urzędował Meyer, otrzymał
przydział do Wałbrzycha.
Komendant Cieślicki szybko rzucił się w wir strażackiej,
organizatorskiej roboty, a przyszło mu działać w nietypowych
okolicznościach. Tu na Ziemi Wałbrzyskiej istniały-co oczywiste-
niemieckie ochotnicze straże pożarne. Posiadały one przyzwoite
wyposażenie i remizy. Tyle że teren był zamieszkały przez ludność
niemiecką. Powoli z kraju napływali tu osadnicy, którzy przystępowali do
organizowania polskich straży pożarnych. Tylko do końca 1945r. takich
straży powstało 22.
W styczniu 1948r. Gustaw Cieślicki zawarł związek małżeński z Jadwigą z
d. Adamską. Oboje podczas wojny działali w konspiracji. I ona miała
problemy z aparatem bezpieczeństwa, gdyż jako pracownica apteki w
Opatowie zgodziła się na udzielenie pomocy członkowi organizacji Wolność
i Niepodległość. Będąc w mocno zaawansowanej ciąży trafiła do aresztu.
Tylko amnestia uchroniła przed odsiadką.
4 listopada 1948r. kpt. poż. Gustaw Cieślicki został zwolniony z
wałbrzyskiego więzienia śledczego, w którym przesiadywał kilka tygodni,
w ramach aresztu prewencyjnego. Z zachowanego dokumentu wynika, że udać
się miał do … Solic Zdroju. Wynika to z dokumentu podpisanego przez
naczelnika więzienia - niejakiego Kuranta. W związku z aresztowaniem - w
jakimś momencie - Cieślicki przestał być powiatowym komendantem straży
pożarnych. W jakim? Tajemnicą jest to czy sam z zajmowanej funkcji
zrezygnował czy też ten nieustraszony człowiek i oficer rozmiłowany w
służbie, został odwołany przez zwierzchników. W tym czasie - od 1
września1948r.- Oddziałem Pożarnictwa w Wydziale Administracyjno - Prawnym
Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu kierował ppłk poż. Kazimierz Łabno,
a
inspektorem wojewódzkim Związku Straży Pożarnych RP, był nadal mjr poż.
Stefan Meyer ‘Larissa”. Jednak to nie ci oficerowie mogli decydować o
dalszym pełnieniu służby na stanowisku powiatowego komendanta straży
pożarnych Decydowali lokalni politycy z PPR zwłaszcza, że Cieślicki był
członkiem mocno zwalczanego wtedy PSL.
Opuszczając powiat wałbrzyski, kpt. poż. G. Cieślicki pozostawiał bardzo
dobrze funkcjonujący system ochrony przeciwpożarowej. Tworzyły go:
ośrodek wyszkolenia pożarniczego w mieście Biały Kamień, dwa pogotowia
zawodowe: w mieście Biały Kamień i wsi Jedlinka oraz niewyobrażalną
dziś, liczbę ochotniczych straży pożarnych (w 1950r.-36). Prócz nich
istniały zawodowe straże pożarne
w zakładach przemysłu lekkiego - w
Głuszycy, Mieroszowie i Walimiu, kopalniach węgla kamiennego „Victoria”
w mieście Sobiecin i „Biały Kamień” w mieście Biały Kamień i przy
kopalni rudy uranu,
w Dziećmorowicach - Starym Julianowie. Wśród OSP m.
in. były: straże w miastach Biały Kamień, Boguszów, Mieroszów, Sobięcin
i Szczawno - Zdrój oraz wsiach; Chwaliszów, Gorce, Jedlina - Zdrój,
Kuźnice Świdnickie, Lubiechów, Poniatów, Rusinowa, Sierpnice, Stare
Bogaczowice, Struga, Szczawienko czy Unisław Śląski. W ilu z tych
miejscowości nie ma dziś ochotniczych straży pożarnych?
Był ich organizatorem i współorganizatorem - osobą, która animowała ich
tworzenie. Śpieszył z fachową pomocą i mądrą radą.
1 sierpnia 1949r. kpt. poż. Gustaw Cieślicki podjął pracę i służbę jako
inspektor ochrony przeciwpożarowej Dolnośląskiego Zjednoczenia Przemysłu
Cukrowniczego w Świdnicy. Tutaj też zamieszkał przy ówczesnym placu W.
Lenina 17/7. Pracował wytrwale i efektywnie na rzecz bezpieczeństwa
pożarowego w cukrowniach znajdujących się na terenie ówczesnego woj.
wrocławskiego. Od 1 kwietnia 1955r. jest kpt. poż. Cieślicki inspektorem
ochrony przeciwpożarowej
w zjednoczeniu obejmującym cukrownie
dolnośląskie i na terenie Opolszczyzny. Siedziba jego inspektoratu
znajdowała się na terenie wrocławskiej cukrowni Klecina. W związku z tym
przenosił się
z rodziną - żoną oraz dziećmi: Jolantą i Markiem do
Wrocławia.
Jego praca była wysoko oceniana przez przełożonych, dowodem czego są
zapisy w starych już dokumentach, sygnowanych przez dyrektorów
Centralnego Zarządu Przemysłu Cukrowniczego, kierownictwo PZPR (sam był
bezpartyjny) oraz przełożonych: st. kpt. poż.(=mł. bryg.) Stefana
Szmidta - Głównego Inspektora Ochrony Przeciwpożarowej w Ministerstwie
Przemysłu Rolnego i Spożywczego
i kierownika Inspektoratu Ochrony
Przeciwpożarowej Centralnego Zarządu Przemysłu Cukrowniczego - st. kpt. poż. Heliodor Graszewicza. Ci oficerowie po październikowej odwilży
objęli stanowiska wojewódzkich komendantów straży pożarnych w Bydgoszczy
i dla woj. warszawskiego.
Po reaktywowaniu struktur ochotniczego pożarnictwa, od powiatów wzwyż,
kpt. poż. Gustaw Cieślicki rozpoczął usilne starania o podjęcie pracy w
Związku. Czynił tak, bo widział siebie w wielkiej rodzinie strażaków -
ochotników - takich samych pasjonatów jak on. Jego starania wspierał
Tymczasowy Zarząd Główny Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, widząc
tak doświadczonego oficera w swoich strukturach na stanowisku inspektora
Okręgu Wojewódzkiego Gdańskiego. Starania te zostają uwieńczone
sukcesem. Komendant Główny Straży Pożarnych kpt. sztabu Roman Darczewski,
zarządzeniem personalnym z dnia 23 października 1957r.oddał go do
dyspozycji ZOSP. Pod koniec tego roku Cieślicki został inspektorem
Okręgu Wojewódzkiego w Gdańsku.
Jako inspektor i osoba bardzo dobrze znająca środowisko
strażaków-ochotników, szybko potwierdza swój talent organizatorski.
Zdobywa szacunek w nowym środowisku i staje się ich liderem.
Jednak po kilku latach dają się we znaki trudy wojny i całego niełatwego
życia. Chyba najbardziej obija się stress związany z niezwykle aktywną
działalnością konspiracyjną podczas okupacji. Swe niedobre piętno
zostawiły przesłuchania w ubeckich aresztach. Wreszcie długie
niedocenianie jego dorobku
i osiągnięć, chociażby poprzez blokowanie
awansu w korpusie oficerów pożarnictwa, zwłaszcza ze mnóstwo było wtedy
przykładów ekspresowych nominacji. Pierwszy zawał przychodzi zaraz po
uzyskaniu matury. Niebawem drugi.
Trzeci zawał serca, do którego doszło 16 grudnia 1966r., spowodował
śmierć tego wspaniałego Człowieka i oficera-komendanta, dowódcy,
organizatora i nauczyciela, a przede wszystkim wielkiego patrioty.
Gustaw Cieślicki to jedna z najważniejszych postaci wałbrzyskiego
pożarnictwa. Jego największym dziełem, było zbudowanie od podstaw
organizacyjnych polskiej ochrony przeciwpożarowej na terenie powojennego
powiatu wałbrzyskiego.
Roman Świst
Autor korzystał głównie z osobistych relacji ppłk poż. w st. sp. Feliksa
Kosteckiego, kopii dokumentów osobowych G. Cieślickiego, książki st.
bryg. w st. sp. Wiesława Chmielewskiego - „Strażacka pamięć”,
Jakubowice-Sandomierz PAIR 2009., poświęconej mjr poż. Gustawowi
Cieślickiemu, oraz wspomnień płk poż. Józefa Mikuły-„Najtrudniejsze
czasy…” wyd. w 1988r.
Podpułkownik
pożarnictwa Bruno Banach
Kpt. poż. Bruno Banach, dnia 15 września 1945r., objął w Wałbrzychu trzy
pożarnicze stanowiska. Stanowiska trzy, ale za to jedno uposażenie i to
jak przystało na powojenne ciężkie czasy i dzisiejszą perspektywę,
niewyobrażalnie skromniutkie. Tak, czasy były trudne, sytuacja niebywale
skomplikowana, ale w zdecydowanej większości społeczeństwa
sponiewieranego przerażającą w skutkach wojną, panował entuzjazm i
nieogarniona
i niezrozumiała dziś i przez to wykpiwana, ochota do pracy, odbudowy.
Zwłaszcza pracy, bo tej w przedwojennej Polsce dramatycznie brakowało ,
a jeśli była to najczęściej marnie opłacana. Szczególnie trudno było
wtedy w Wałbrzychu, stanowiącym narodowościowy i kulturowy tygiel.
Banach został grodzkim, miejskim Komendantem straży pożarnych, a w
nomenklaturze administracyjnej- kierownikiem Referatu, potem Wydziału-
Straż Pożarna w Urzędzie Pełnomocnika Rządu RP, Zarządu Miejskiego,
Starostwa Grodzkiego, Komendantem Grodzkiej, Miejskiej Zawodowej Straży
Pożarnej i Komendantem - organizatorem Wojewódzkiej Szkoły Pożarniczej.
Do Wałbrzycha skierował go Wojewódzki Inspektor Pożarnictwa, mjr poż.
Stefan Meyer „Larissa”, który do 14 września urzędował w Legnicy. Do
tego momentu, w okresie od 6 czerwca do 15 lipca 1945r. „zawodówką”
kierował ogn. poż. Stanisław Zimnicki, wywodzący się z kieleckiego, a od
15 lipca nadzór nad nią sprawował kpt. Gustaw Cieślicki - powiatowy
Komendant Straży Pożarnych w Wałbrzychu.
Z racji pełnienia pierwszego stanowiska kpt. poż. Banach kierował
organizacją polskiej ochrony przeciwpożarowej na obszarze ówczesnego
Wałbrzycha, jeszcze bez Białego Kamienia, Konradowa, Kozic, Lubiechowa,
Nowego Glinika, Poniatowa, Rusinowej, Sobięcina czy Szczawienka. Miasto
zajmowało wtedy 21,28 km² powierzchni i liczyło 30 września 1945r. - 58
248 mieszkańców, w tym 5 541 Polaków,14 lutego 1946r. - 72 976, w tym 19
647 Polaków, a na koniec 1948r. - 82,3 tys., z czego 9,5 tys. Niemców
(dane z prac: Alfonsa Szyperskiego Wałbrzych i jego zabytki, rok wyd.
1974, Stanisława Czajki „Przemiany Wałbrzycha”, rok wyd. 1985r. i
Kroniką Wałbrzyską t. IX z 1995r., pod red. Marka. Malinowskiego).
Dowodził kpt. poż. Bruno Banach co oczywiste, zawodówką i kierował
pracami przy organizowaniu szkoły pożarniczej podległej Wojewódzkiemu
Inspektorowi Pożarnictwa. Los sprawił, że panowie-Banach i Meyer znali
się od dawna, gdyż uczestniczyli razem, w tym samym kursie oficerskim,
instruktorskim w 1934r., w Lublinie. Po reaktywowaniu Związku Straży
Pożarnych RP 30 listopada 1945r. i powołaniu jego Zarządu Przymusowego
11 lutego 1946r., szkoła została mu podporządkowana związkowi, a ściślej
jego Wydziałowi Wyszkolenia.

Podpułkownik pożarnictwa Bruno Banach
Bruno Banach urodził się 21 stycznia 1910r. w Krakowie. Był jedynakiem.
Jego rodzice byli
z wykształcenia nauczycielami i pracowali w szkołach wiejskich. Ich
ostatnim miejscem pracy, była szkoła w Jaroszowicach w pow. wadowickim.
Ojciec Brunon, nim ukończył seminarium nauczycielskie pracował jako
palacz. Poza tym prowadził też nieduże gospodarstwo rolne.
W rodzinie nie przelewało się i dlatego młody Bruno nie mógł podjąć
studiów.
Młody Banach uczęszczał do szkoły powszechnej i Państwowego Gimnazjum w
Wadowicach. Maturę uzyskał w 1930r. i został skierowany do odbycia
służby wojskowej w elitarnym Centrum Wyszkolenia Artylerii- Szkoła
Podchorążych w Toruniu. W 1933r. za namową ojca - działacza
wadowickiej straży, rozpoczął praktykę pożarniczą w Oddziale Powiatowym
Związku Straży Pożarnych RP w Wadowicach. W tym momencie powiatowym
instruktorem pożarniczym, był młodszy instruktor Korpusu Technicznego
Związku- Stefan Fijałkowski, który po powrocie z Anglii w 1945r. (
podczas wojny służył jako oficer londyńskiej straży pożarnej), był
kierownikiem Działu Zaopatrzenia w Głównym Inspektoracie Pożarnictwa i
zasłużył się sprowadzaniu sprzętu pożarniczego pochodzącego z demobilu
wojsk alianckich ( na nasz teren trafiały m. in. poczciwe dodżki,
przyczepki gaśnicze i do przewozu motopomp). Potem, był on m. in.
wojewódzkim Komendantem straży pożarnych województwa warszawskiego.
Fijałkowski docenił talent młodego Banacha i umożliwił skierowanie go na
kurs VII˚ dla instruktorów-oficerów pożarnictwa w Lublinie. Bruno Banach
ukończył go w 1934r., i od 1 września tego roku, rozpoczął pracę na
stanowisku powiatowego instruktora pożarnictwa w Wydziale Powiatowym w
Nowym Targu.
W czerwcu następnego roku Banach ożenił się. Jego wybranka Maria z
Bandyków, pochodziła
z Krośnicy w pow. nowotarskim, i była nauczycielką. Teść, był maszynistą
kolejowym.
1 grudnia 1935r. Bruno Banach rozpoczął pracę na stanowisku powiatowego
instruktora pożarnictwa na powiat krakowski. Zastąpił tu młodszego
instruktora Stanisława Nowickiego.
W tym czasie, od 1 czerwca 1933r. krakowskim wojewódzkim inspektorem,
był inspektor Franciszek Sobczyk- wcześniej m. in. sekretarz
Małopolskiego Związku Straży Pożarnych
i wojewódzki inspektor w Białymstoku. Podczas okupacji, był Sobczyk
instruktorem na dystrykt krakowski. Po wyzwoleniu Krakowa i województwa
krakowskiego , 17 stycznia 1945r. został wojewódzkim inspektorem
pożarnictwa. 11 lutego 1946r. minister administracji publicznej powołał
go do składu osobowego Zarządu Przymusowego Związku Straży Pożarnych RP.
Brał też udział- jako kierownik jednego z dwóch zespołów, w pracach nad
ustawą z dnia 4 lutego 1950r. o ochronie przeciwpożarowej i jej
organizacji. W międzyczasie, w grudniu 1947r. Bolesław Chomicz
zrezygnował ze stanowiska prezesa ZP. Powodem takiego kroku, były spory
co do roli i kształtu Związku w powojennej Polsce oraz dążenia
kierownictwa Ministerstwa Administracji Publicznej, właściwego do marca
1950r., w sprawach wewnętrznych państwa, do powołania na poziomie
lokalnym wspólnej organizacji, składającej się z jednostek OSP
i placówek Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej. 20 grudnia
minister administracji publicznej powołał nowy skład osobowy Zarządu
Przymusowego. Nie było w nim m. in. ppłk poż. Franciszka Sobczyka.
Wracając do projektu scalenia OSP z ORMO, powiedzmy, że go nie
zrealizowano, choć wiceprezesem ZP został główny inspektor Ochotniczej
Rezerwy Milicji Obywatelskiej- ppłk WP Jan Kwiatkowski- przyjaciel jakby
nie było Bolesława Bieruta. On też będzie - Kwiatkowski - od 1 (?)
lutego 1952r. do października/listopada 1956r. Komendantem głównym
straży pożarnych. Kwiatkowski po latach wróci do działalności w ZOSP i
okaże się wcale zacnym i dobrym człowiekiem.
Powiatowym instruktorem w Krakowie, był Bruno Banach do momentu najazdu
hitlerowskiej Rzeszy na Polskę. Podczas kampanii wrześniowej, jak oficer
rezerwy pełnił służbę
w Komendzie Obrony Przeciwlotniczej m. Krakowa, a po wycofaniu się z
Krakowa, brał udział
w walkach z Niemcami na Lubelszczyźnie. Uniknął niewoli. Niebawem, bo w
listopadzie 1939r., podjął pracę w charakterze inkasenta składek
ubezpieczeniowych od ognia, Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych-
Oddział Kraków Powiat.
Po utworzeniu Generalnej Guberni, władze okupacyjne przystąpiły m. in.
do organizacji polskich fachowych organów ochrony przeciwpożarowej.
Stanowić one miały część policji i weszły zgodnie z organizacją aparatu
policyjnego hitlerowskiej Rzeszy do Policji Porządkowej -
Ordnungspolizei. Naczelnym organem fachowym polskich straży został
Komisaryczny Kierownik Techniczny Polskich Straży Ogniowych na terenie
Generalnego Gubernatorstwa
(Generalgouvernement, GG), a potem Kierownik Techniczny Pożarnictwa
Generalnego Gubernatorstwa-płk poż. Jerzy Lgocki. Lgocki, był
absolwentem Uniwersytetu w Wiedniu
i z wykształcenia ekonomistą. Posiadał stopień majora rezerwy WP. Do
momentu objęcia stanowiska kierownika, był dowódcą Oddziału II
Warszawskiej Straży Ogniowej. Od 23 grudnia 1939r. stał na czele
podziemnego Strażackiego Ruchu Oporu „Skała” i posiadał pseudonim
„Jastrząb”. Jako kierownik techniczny podlegał Dowodzącemu Policji
Porządkowej- Oddział Straż Pożarna - Befehlshaber der Ordnungsolizei
Abteilung Feuerwehr. Początkowo oddziałem kierował ppłk Policji Ogniowej
(Feuerschutzpolizei) inż. Lothar Garski, który wcześniej pełnił służbę w
berlińskiej straży i był m. in. radcą budowlanym stolicy Niemiec. Po nim
oddziałem kierował mjr Policji Ogniowej- Ulrich Mein. Na szczeblu
dystryktów (było ich pięć) funkcję organów wypełniali instruktorzy
pożarniczy dystryktów, podlegli Komendantom Policji Porządkowej- Oddział
Straż Pożarna ( np. w Radomiu płk Policji Ogniowej inż. Heinz Günther,
b. Komendant wrocławskiej ZSP), a w powiatach (było 59 powiatów, 39
miejskich ZSP i 6315 ochotniczych straży pożarnych), powiatowi
instruktorzy pożarnictwa/powiatowi komendanci, usytuowani w starostwach
(Kreishauptmmanamts) i pod nadzorem powiatowych Komendantów żandarmerii
- Kreiskommando der Gendarmerie.
W kwietniu 1940r. B. Banach został powiatowym instruktorem pożarnictwa
dla powiatu krakowskiego. Po wprowadzeniu wojskowej nomenklatury stopni
służbowych w lecie 1940r. został zweryfikowany jako porucznik
pożarnictwa. Trzy lata później awansował do stopnia kapitana
pożarnictwa. Powiatowym instruktorem pożarnictwa, był do 13 listopada
1943r. Tego dnia został ostrzeżony przez żonę o planach aresztowania go
przez gestapo, za ukrycie grupy partyzantów należących do Gwardii
Ludowej i do końca wojny z rodziną pod przybranym nazwiskiem-Jankowski,
ukrywał się. Za jego ukrycie się wysoką cenę zapłaciła jego teściowa,
która została aresztowana w 1943r. przez gestapo i osadzona jako
zakładniczka
w krakowskiej kaźni na Montelupich. Była tam więziona przez pół roku.
Nie uniknęli represji rodzice Banacha, których wysiedlono z Wadowic.
Pierwszym miejscem pobytu dla ukrywających się Banachów stała się
Warszawa, gdzie
B. Banach mieszkał z rodziną od 15 grudnia 1943r. do 1 lutego 1944r. Tu
pracował jako robotnik magazynowy w palarni kawy „Pluton”, będącej
własnością braci Turaszewiczów. Następnie- od 10 lutego do 1 maja 1944r.
- pracował jako elektromonter, teletechnik,
w Wytwórni Urządzeń Słaboprądowych przy ul. Ludnej. Wtedy B. Banach
działał w -SRO „Skała”, i był w komendzie I Okręgu Stołecznego -Warszawa
(Komendant kpt. poż. Stanisław Drożdżeński „Kostek”, także członek jej
krajowego kierownictwa, d-ca Oddziału I WSO, a po wojnie m. in.
Komendant Centralnej Szkoły Pożarniczej w Warszawie ) oficerem do zadań
specjalnych. Z Warszawy, przeniósł się Banach z rodziną do Klimontowa, w
powiecie opatowskim, gdzie powiatowym instruktorem pożarnictwa, był od
1929r. kpt. poż. Gustaw Cieślicki (to on „załatwił” u księdza z Iłży
metryki urodzenia dla Banachów i ich kilkuletniego synka oraz kennkarty),
a instruktorem pożarniczym dystryktu kielecko- radomskiego - ppłk poż.
Józef Mikuła. To za sprawą obu oficerów od 15 maja do 1 lipca 1944r.
kpt. poż. Bruno Banach pełnił służbę jako sierżant pożarnictwa w
tamtejszym Zarządzie Gminy i jako Komendant straży w hucie, w Ostrowcu
Świętokrzyskim?
Wobec totalnego bałaganu spowodowanego ofensywą Armii Czerwonej i Wojska
Polskiego oraz ewakuacji administracji niemieckiej, Banachowie
wykorzystują zamęt, przenieśli się bliżej rodzinnych stron. Już 15 lipca
1944r. Banach zatrudniony zostaje jako drwal w Nadleśnictwie Zawoja
niedaleko Makowa Podhalańskiego. Pracuje tu do 10 lutego 1945r. Pięć dni
później-15 lutego 1945r. - obejmuje w Krakowie stanowisko powiatowego
Komendanta straży pożarnych. Przypomnijmy - wojewódzkim inspektorem
pożarnictwa, był tu znany mu osobiście ppłk poż. Franciszek Sobczyk.
Kpt. poż. Bruno Banach nie zagrzał długo miejsca w Krakowie, gdyż z
powodu braku mieszkania, podjął starania o przydział do pożarniczej
Grupy Operacyjnej „Śląsk”. Na jej czele, od lutego/ marca 1945r. stał
ppłk poż. Józef Mikuła. Legendarny oficer, a od 1934r. do wybuchu
drugiej wojny światowej, był w Katowicach wojewódzkim inspektorem
pożarnictwa. Był w tym czasie Banach, był całkowicie wyniszczony wojenną
tułaczką. Tak to po latach określił.
Od 1 maja 1945r. z polecenia inspektora Mikuły objął stanowisko
powiatowego Komendanta straży pożarnych i ZSP w Nysie. Jednocześnie
zajął się zabezpieczeniem obiektów
d. niemieckiej prowincjonalnej szkoły pożarniczej (uruchomiona 16
września 1934r.) oraz jej wyposażenia. Ponieważ wyposażenie tej placówki
zostało wywiezione do Chorzowa, 15 września 1945r. kpt. poż. Bruno
Banach melduje się w Wałbrzychu, gdzie od 15 lipca stanowisko
powiatowego Komendanta straży pożarnych pełni kpt. poz. Gustaw
Cieślicki,
a wojewódzkim inspektorem pożarnictwa dla Dolnego Śląska jest wspomniany
wcześniej, mjr poż. Stefan Meyer „Larissa”- b. powiatowy instruktor
pożarnictwa w Kielcach i aktywny konspirator podczas wojny ( SZP, ZWZ,
AK i SRO „Skała”).
W chwili objęcia wałbrzyskiej straży przez kpt. poż. B. Banacha, liczyła
ona 96 strażaków - głównie narodowości niemieckiej. Po dwóch latach, w
których odbywała się akcja wysiedlania Niemców, jej stan osobowy tworzył
jeden 1 oficer, 13 podoficerów oraz 72 szeregowców. W tej liczbie było 4
Niemców, którzy utrzymywali miejski system sygnalizacji alarmowej oraz
mechanicy. Po przejęciu straży przez administrację polską, w straży
wałbrzyskiej, były 3 pojazdy zastępcze pochodzące z demobilu oraz 4
motopompy. Z czasem powróciły dawne samochody pożarnicze, które Niemcy
ewakuowali do Czech, przed wkroczeniem wojsk radzieckich. Ich stan
techniczny nie pozwalał na skierowanie do służby bojowej. Trzeba było je
wyremontować i tak też się stało co uczynili niemieccy mechanicy i
szoferzy. W lecie 1947r. na wyposażeniu „miejskiej”, były 3 autodrabiny,
samochód z autopompą, tzw. typowe niemieckie lekkie autopogotowie-LF-8
na podwoziu mercedesa, samochód gospodarczy, samochód trójkołowy, 9
dużych motopomp, 4 przyczepki do przewozu motopomp, 3 aparaty tlenowe,
3800 m węży tłocznych gumowanych Ø 75 mm i 4200 m węży tłocznych Ø 52 mm
oraz mnóstwo innego wyposażenia. Straż posiadała własny warsztat
krawiecki, stolarnię
i stołówkę.
Jednym z wielkich problemów, była szalona fluktuacja. W ciągu dwóch lat
przez jednostkę przewinęło się ok. 1300 osób.
Komendant Banach, w nieznanych nam okolicznościach, spotkał w Wałbrzychu
przedwojennego strażaka - ochotnika - Franciszka Bukowskiego, który był
słuchaczem kursu przed wojną w Nowym Targu. Banach jako powiatowy
instruktor w tym powiecie, był wówczas na kursie nauczycielem. Spotkanie
zaowocowało podjęciem przez Bukowskiego zawodowej służby w „miejskiej”.
Dziś jego tradycje strażackie kontynuuje pani Małgorzata Mementowska -
wnuczka Franciszka Bukowskiego. Przed nią pełnił służbę jej mąż Artur,
który był podoficerem. Ale kapitan B. Banach zaraził zawodową służbą
także późniejszego oficera-ppłk poż. Franciszka Lisiowskiego.
Kpt. poż. Banachowi udało się bez tzw. dotacji, zorganizować Wojewódzką
Szkołę Pożarniczą, którą uruchomiono kursem dla 38 dowódców kolejowych
straży pożarnych z terenu DOKP Wrocław, 12 listopada 1945r. Potem, pod
jego kierownictwem, do końca października 1949r.
w szkole zrealizowano całą gamę kursów z udziałem zawodowej kadry
pożarniczej
i funkcyjnych Związku Straży Pożarnych RP, powiatowych i miejskich
komendantów straży pożarnych z terenu ówczesnego województwa
wrocławskiego, komendantów miejskich OSP, kursy podoficerskie i
specjalistyczne np. dla sędziów sportowych, kierowców czy instruktorek
drużyn samarytańskich. Niezależnie od wypełniania obowiązków zawodowych,
był kpt. poż. B. Banach przewodniczącym kola Polskiej Partii
Socjalistycznej przy wałbrzyskiej komendzie oraz wiceprzewodniczącym
Komitetu Zakładowego PPS przy wałbrzyskim magistracie. W tym czasie
prezydentem miasta, był Eugeniusz Szewczyk - członek tej partii.
Do legendy przeszła kraksa drogowa, kiedy Komendant Banach wiózł samego
Józefa Cyrankiewicza- wtedy sekretarza generalnego PPS., na
przedwyborczy wiec w 1947r. Prowadzone przez niego auto wpadło w
poślizg, ale na szczęście nikt nie ucierpiał. Po zjednoczeniu PPR z PPS,
Banach wstąpił w szeregi Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
Tu w Wałbrzychu zrealizował się nieprzeciętny talent B. Banacha, a
dzięki wysokiemu poziomowi dowodzonej przez niego szkoły, wałbrzyskie
polskie pożarnictwo szybko zyskało zasłużoną opinię ważnego ośrodka na
pożarniczej mapie kraju- nie tylko na Dolnym Śląsku
i Ziemiach Odzyskanych.
Tak, to szkoła wyprowadziła wałbrzyskie pożarnictwo na arenę krajową.
W momencie zakończenia służby w Wałbrzychu, przez kpt. poż. B. Banacha,
ostatniego dnia października 1949r., na terenie miasta działały
następujące zawodowe straże pożarne: MZSP przy ul. Przemysłowej 1, przy
Elektrowni Miejskiej, Hucie Szkła Lanego oraz kopalniach węgla
kamiennego „Bolesław Chrobry” i „Mieszko”. Wieloosobowe komórki ochrony
przeciwpożarowej działały przy zjednoczeniu przemysłu węglowego,
zjednoczeniu przemysłu włókienniczego oraz w Polskich Kolejach
Państwowych. W największych zakładach przemysłowych zatrudnieni byli
etatowi kierownicy ochrony przeciwpożarowej, oraz konserwatorzy
podręcznego sprzętu gaśniczego i urządzeń gaśniczych. W takich zakładach
działały także straże obowiązkowe, przymusowe.
Od 1 listopada 1949r. kpt. poż. Bruno Banach podjął prace, służbę w
charakterze kierownika Referatu, Inspektoratu Pożarnictwa w Polskich
Liniach Lotniczych „Lot’ w Warszawie. Decyzję
o objęciu przez niego takiego stanowiska podjął naczelnik Wydziału
Pożarnictwa
w Departamencie Politycznym Ministerstwa Administracji Publicznej, mgr
Anzelm Wardęga. Był to niewątpliwy awans i potwierdzenie wysokich
kwalifikacji kapitana Banacha.
1 stycznia 1952r. nastąpiła poważna reorganizacji polskiego lotnictwa
cywilnego. W związku
z nią, kpt. poż. Banach został Inspektorem Ochrony Przeciwpożarowej w
Zarządzie Lotnictwa Cywilnego. Nie zagrzał miejsca tu na długo, bo 1
sierpnia 1954r. odszedł z tego stanowiska. Głównym powodem odejścia,
było zaniżenie mu uposażenia o połowę, przy jednoczesnym zwiększeniu
zakresu obowiązków.
Praca, służba w odległej Warszawie, choć prestiżowa, to jednak miała
dolegliwość w postaci rozłąki z rodziną, która cierpliwie znosiła tą
sytuację, mieszkając w dalekich Wadowicach. Dlatego Banach czynił
starania o miejsce pracy położone bliżej wspomnianych Wadowic. Poza tym
poważnie zachorowała jego żona.
Wreszcie po usilnych staraniach udało mu się znaleźć pracę w jako
kierownik Ochrony Przeciwpożarowej w Centralnym Zarządzie „Erg”. Stąd
trafił, w ramach resortu przemysłu chemicznego do Zakładów Przemysłu
Chemicznego w Oświęcimiu. Został w nich kierownikiem Ochrony
Przeciwpożarowej i zarazem Komendantem ZZSP. Z tych stanowisk został
zwolniony, bez podania powodu takiej decyzji. W tym momencie był już
wdowcem. Zatem jego sytuacja, była nie pozazdroszczenia. Decyzję o
zwolnieniu wkrótce cofnięto, jednak Banach jej nie przyjął. Wystarał się
o pracę w Szkole Oficerów Pożarnictwa- wtedy już szkoły pomaturalnej.
W Szkole Oficerów Pożarnictwa został kierownikiem Cyklu IV-Operacyjno -
Bojowego
i nauczycielem. Był w tym czasie podwładnym Komendantów: mjr WP Jerzego
Kubiaka i płk poż. Krzysztofa Smolarkiewicza. Dyrektorem nauk i zastępcą
Komendanta szkoły, był płk poż. Józefa Nazarko. W tym czasie w KGSP
pracował m. in. Stefan Meyer „Larissa’
Z SOP odszedł prawdopodobnie w 1964r. Za jakiś czas podjął służbę w ZZSP
przy Jelczańskich Zakładach Samochodowych.
Życie, choć ciekawe i urozmaicone nie głaskało oficera Bruno Banacha.
Wielokrotnie zmieniał miejsce pełnienia służby i przez to zamieszkania.
W 1956r. po ciężkiej chorobie zmarła mu żona, a osiem lat później
starszy syn. W 1957r. ponownie ożenił się. Żona Zofia pochodziła
z Wachowiczów i była urzędniczką Prezydium Rady Narodowej m. st.
Warszawy. Podobnie jak pierwsza żona, była córka maszynisty klejowego.
Był Bruno Banach fachowcem pierwszej wody. Cechowały go kompetencja i
dążenie w prosty
i mądry sposób do wytyczonego celu. Był wymagającym przełożonym i
zdyscyplinowanym podwładnym. Łatwo nawiązywał kontakt. Nie znosił
niekompetencji i dyletanctwa. Był też uparty i trudno było go zmusić do
zmiany decyzji. Co nie oznaczało, że tkwił uparcie przy swoim.
B. Banach, był osobą niezwykle czynną społecznie. Niezależnie od
działalności w PPR, a potem w PZPR, już jako uczeń należał do Związku
Harcerstwa Polskiego. Potem działał w Polskim Towarzystwie Tatrzańskim,
Lidze Lotniczej i Aeroklubie PRL oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Zawsze był czynny w strażactwie ochotniczym-Związku Straży Pożarnych i
Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, Po
Kapitan pożarnictwa Franciszek Kreid
Franciszek Kreid jest przykładem oficera niebanalnego, ale i
niepokornego. Jego barwna
i bogata kariera zawodowa potwierdza, że w
naszym środowisku mieszczą się osoby
o wielkich talentach
i
wszechstronnych kwalifikacjach. I dobrze że tak jest, bowiem ludzie
niezwykli i ponad przeciętni, dźwigają główny ciężar zadań, są motorem
postępu i kreują pozytywny obraz naszej publicznej służby. Tylko
dlaczego jest im trudniej niż pozostałym, choć dają naszej służbie
więcej niż inni.
Franciszek Kreid urodził się 6 stycznia 1905r., w Orłowie w pow.
mieleckim. Miał siedmioro rodzeństwa, w tym brata Eugeniusza
(1911-2008), który w l. 1949-1965, był dyrektorem naczelnym PZU. Uczył
się
w szkole powszechnej i gimnazjum w Mielcu. Egzamin maturalny zdał w
Krośnie w 1956r. Od lipca 1924r. do października 1926r., był
kontraktowym muzykiem w orkiestrze rzeszowskiego 20 Pułku Ułanów im.
Króla Jana III Sobieskiego. Po tym epizodzie muzyczno- wojskowym, 26
listopada 1926r. podjął pracę na stanowisku elewa kolejowego - rzec
można - stażysty urzędniczego, w Dyrekcji Kolei Państwowych
w
Katowicach, a następnie w Mysłowicach. Dokładnie dwa lata później
rozpoczął pracę w charakterze urzędnika Sądu Grodzkiego w Mielcu.
Kolejnym miejscem pracy, był Sąd Grodzki w Strzyżowie,
w którym pracował
od 1 listopada 1930r. do 8 maja 1935r. Stąd został przeniesiony do
Tarnowa, gdzie pracował kolejno do 1 lutego 1945r.,
w Sądzie Okręgowym a
następnie grodzkim.

Franciszek Kreid
Po kilkumiesięcznej przerwie widzimy Franciszka Kreida w Wałbrzychu, na
stanowisku kierownika Referatu Kultury i Sztuki w Urzędzie Pełnomocnika
Rządu RP na obwód/powiat ziemski. Na tym stanowisku pracował od 11 do 27
lipca 1945r. Jednak praca na kierowniczym stanowisku wyraźnie mu nie
leżała i od 1 sierpnia owego roku jest powiatowym Komendantem straży
pożarnych w Szprotawie, która należała do Okręgu Administracyjnego Dolny
Śląsk.
Do cywilnej pracy urzędniczej już nie powrócił.
Z pewnością wpływ na wstąpienie do zawodowej służby pożarniczej, miał
pierwszy powiatowy Komendant straży pożarnych w Wałbrzychu, kpt. poż.
Gustaw Cieślicki (1902-1966). Poza tym obaj panowie pracowali w tym
samym budynku, tj. przy ul. Jana Matejki 3.. Na dodatek G. Cieślicki
znał bardzo dobrze wojewódzkiego inspektora pożarnictwa mjr poż. Stefana
Meyera „Larissę', a ten decydował o obsadzie na stanowiskach
komendantów.
Z pożarnictwem Franciszek Kreid zetknął się w 1922r. wstępując do
Miejskiej OSP
w Mielcu. Pełnił w niej społeczną służbę do 1924r., a
następnie w l. 1928-1930. Był w niej adiutantem oraz sekretarzem. Gdy
pracował i mieszkał w Strzyżowie należał do tamtejszej MOSP i
jednocześnie sprawował funkcję naczelnika rejonowego (Komendanta
gminnego). W l. 1938-1939, był dowódcą plutonu w MOSP w Tarnowie. Odbył
wszystkie wymagane szkolenia.
Jako powiatowy Komendant w Szprotawie, która do 30 czerwca 1950r.
należała do Okręgu Administracyjnego Dolny Śląsk/ woj. wrocławskiego,
został Franciszek Kreid skierowany do Centralnej Szkoły Pożarniczej, na
VI kurs oficerski. Komendantem szkoły, był wtedy ppłk poż. Stanisław
Drożdżeński (1898-1954). Ten legendarny oficer, był nauczycielem podczas
kursów oficerskich, których uczestnikami byli związani
z dolnośląskim i
wałbrzyskim pożarnictwem: Stefan Antoniak (od 1 października 1953r. do
marca 1954r. wojewódzki Komendant we Wrocławiu), Jerzy Fiedler (miejski
i powiatowy Komendant w Jeleniej Górze), Zbigniew Jacorzyński (Komendant
Podoficerskiej Szkoły Pożarniczej w Wałbrzychu i oficer ds operacyjnych
i szkoleniowych w Komendzie Miejskiej SP w naszym mieście), Aleksander
Kabarowski (oficer ds szkoleniowych w Oddziale Ochrony przed Pożarami i
Innymi Klęskami w UW we Wrocławiu), Zygmunt Milewski (miejski Komendant
w Świdnicy), Roman Kowalski (powiatowy Komendant i Komendant
Wojewódzkiej Szkoły Pożarniczej w Wałbrzychu), Wiesław Sitkiewicz,
Stanisław Siudalski (powiatowy Komendant w Kłodzku) i Tadeusz Szanser
(powiatowy Komendant w Dzierżoniowie), Po ukończeniu kursu i uzyskaniu
stopnia ppor. poż., od 19 września 1947r. rozpoczął służbę w Wałbrzychu
na dwóch stanowiskach: zastępcy grodzkiego (miejskiego) Komendanta
straży pożarnych
i pełniącego obowiązki zastępcy Komendanta Wojewódzkiej
Szkoły Pożarniczej. Niezależnie od pełnionych funkcji prowadził zajęcia
szkoleniowe jako wykładowca na kursach realizowanych w tej szkole.
1 czerwca 1950r. ppor. poż. Franciszek Kreid został powiatowym
Komendantem straży pożarnych
w Jeleniej Górze. Nie zagrzał w nowym
miejscu długo miejsca, bowiem
z powodu braku dla niego i jego rodziny
mieszkania (żona + dwoje dzieci), spokojnie
i odważnie zrezygnował ze
stanowiska - a wtedy był to akt niezwykłej odwagi i 1 września tego roku
podjął służbę, tym razem jako oficer szkoleniowy w wałbrzyskiej szkole.
Pracował w niej do 1 marca 1951r. i odszedł, po tym jak obniżono mu
płacę o ½, do dyrekcji Funduszu Wczasów Pracowniczych w Lądku - Zdroju.
W tym czasie Lądek był największym polskim uzdrowiskiem wojskowym dla
ówczesnej generalicji polskiej
i radzieckiej. Z tego m. in. powodu,
stanowisko referenta ds. ochrony przeciwpożarowej należało do
kluczowych. Coś jednak Kreidowi nie leżało, bowiem pracował w nowym
miejscu tylko do końca miesiąca kwietnia, by już od 1 maja stanąć na
czele inspektoratu ochrony przeciwpożarowej Lubelskiego Zjednoczenia
Przemysłu Cukrowniczego
w Lublinie. Tu pracował do 15 czerwca 1954r. i
odszedł do największej wówczas polskiej Rafinerii Nafty „Trzebinia” w
Trzebini. Powodem zmiany miejsca zatrudnienia, był brak obiecanego
mieszkania dla niego i rodziny. Stąd natychmiast został przeniesiony do
Zarządu Przemysłu Nafty w Krakowie. W Trzebini, był zatrudniony jak
technik pożarniczy, a w Krakowie pracował na stanowiskach zastępcy
Komendanta ochrony przeciwpożarowej, a następnie w charakterze starszego
inspektora ochrony przeciwpożarowej.
W Krakowie pracował do 30 listopada 1955r. i odszedł do Rafinerii Nafty
w Jaśle - Niegłowicach. Objął tam stanowisko zastępcy Komendanta ochrony
przeciwpożarowej, ZZSP tych zakładów oraz zastępcy szefa Terenowej
Obrony Przeciwlotniczej tej jednej
z największych w kraju rafinerii.
Posiadał wówczas stopień młodszego kapitana pożarnictwa. Ranga dosyć
niska, ale pamiętajmy, że w tamtych czasach polityka awansowa była w
porównaniu z obecnym czasami oględnie mówiąc - bardziej powściągliwa. I
to było słuszne. Z drugiej strony praca w resortowej ochronie i częste
zmiany miejsc pełnienia służby nie ułatwiały w awansowaniu. No i sprawa
kluczowa- Franciszek Kreid nie był członkiem żadnej partii politycznej.
Nawet tak jak brat - Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego.
Przedostatnim miejscem zawodowej służby Franciszka Kreida, były
największe wtedy
w kraju-Krośnieńskie Huty Szkła. Został tam zatrudniony
w listopadzie 1958r. na stanowisku kierownika ochrony przeciwpożarowej.
Był też w tych zakładach szefem Terenowej Obrony Przeciwlotniczej.
Od 1 maja* 1959r. do 30 marca 1962r., był powiatowym Komendantem straży
pożarnych w Mielcu.
Kapitan pożarnictwa Franciszek Kreid napisał dwie niezwykle cenne
książki pożarnicze. Pierwsza zatytułowana „Obrona i sprzęt
przeciwgazowy” ukazała się w 1952r., a druga - „Przyczyny powstawania i
rozszerzania się pożarów” - w 1958r.
Był fachowcem w każdym calu jako dowódca, Komendant, nauczyciel zawodu
czy prewentysta. Niestety, autorowi tego tekstu nie udało się ustalić
daty śmierci Franciszka Kreida. Może pomogą w tym czytelnicy?
W ankiecie własnoręcznie napisanej 18 maja 1959r. w Rzeszowie, widnieje
zapis który świadczy, że jeszcze tego dnia Franciszek Kreid pracował w
Krośnieńskich Hutach szkła.
Roman Świst
_______________________________________________________________
Do największych należał, czyli o
pułkowniku Eugeniuszu Rusieckim
W l. 1952-1960 mieszkał w Wałbrzychu, nieopodal Straży, bo przy ulicy
1-Maja 12m1. Nie pełnił zawodowej służby pożarniczej (posiadał rangę
kapitana szefa, równorzędną z rangą brygadiera PSP),
a jedynie dorywczo,
angażowany był jako nauczyciel zagadnień taktycznych i organizacyjnych,
w wałbrzyskiej placówce szkolenia pożarniczego.
Ten wielki człowiek zapisał jedną z piękniejszych kart w polskim
pożarnictwie. Jest zatem obowiązkiem przybliżyć Jego nietuzinkową
postać, nie tylko współcześnie pełniącym służbę, ale i tym, którzy dawno
ją zakończyli. Wszystkim. I nie tylko tu na Ziemi Wałbrzyskiej.

Eugeniusz Rusiecki (reprodukcja fotografii
z pracy „Krakowska szkoła pożarnicza w latach 1960-1995”,
autor Piotr Bielicki, Kraków 1995, s.66)
Eugeniusz Rusiecki urodził się w Warszawie, 19 lutego 1901r., w rodzinie
robotniczej,
z ojca Jana i matki Kazimiery. Ukończył tam gimnazjum. Jako
dziewiętnastolatek zaciągnął się w lecie 1920r., do 201 Ochotniczego
Pułku Szwoleżerów (potem jako 3 Pułk Szwoleżerów Mazowieckich im.
Pułkownika Jana Kozietulskiego). Brał udział jako ułan podchorąży, w
walkach pułku w końcowej fazie wojny polsko-bolszewickiej. Podczas
zaciętych walk i częstych działań rozpoznawczych zawsze okazywał
niepospolitą waleczność i ducha walki. Dowodem tego jest odznaczenie go
Orderem Wojskowym Virtuti Militari klasy V.
Od jesieni 1939r. działał w podziemnej Organizacji Wojskowej
„Longinusa”, która powstała ok. 10 września, z inspiracji gen.
Władysława Sikorskiego. W jej ramach, był komendantem Okręgu
Krakowskiego. Nosił wtedy pseudonim „Niedźwiedź”. Od maja 1941r. OW
„Longinusa” została przemianowana na- Organizację Wojskową-Kadra
Bezpieczeństwa (jego nr legit.-1094). W lipcu 1942r. OW-KB, została
podporządkowana Komendzie Głównej Armii Krajowej. Od listopada
następnego roku, OW-KB, współtworzyła Organizację Wojskową - Korpus
Bezpieczeństwa.
Niezależnie, od początków 1940r., w randze porucznika, był dowódcą
oddziału ochrony, jako „Rawicz”, Podziemnej Wytwórni Banknotów (PWB 17S,
także Wydział Produkcji Banknotów), podległej VII Oddziałowi KG AK.
Oddział ten (często, w źródłach, nie jest oznaczany numerem). Oddział
ten, był źródłem finansowania działalności podziemnej oraz wyrabianiem
spreparowanych legalizacyjnych dokumentów. Jak kapitalną rolę odgrywała
wytwórnia w polskim podziemiu, nie trzeba nikogo przekonywać.
Podczas powstania warszawskiego Eugeniusz Rusiecki walczył (Zgrupowanie
„Róg”)
o Państwową Wytwórnię Papierów Wartościowych, na placu Zamkowym,
w Śródmieściu, na Powiślu
i Czerniakowie.
Eugeniusz Rusiecki, był niezwykłą postacią polskiego antyhitlerowskiego
podziemia. Poza wymienionymi wyżej organizacjami, należał jeszcze do
Organizacji Wojskowej - Strażacki Ruch Oporu „Skała”. W jej Komendzie
Głównej stał na czele Głównego Inspektoratu, którego zadaniem było
kierowanie
i koordynacja działalności konspiracyjnej.
Za swą konspiracyjną działalność został uhonorowany przez Krajową Radę
Narodową Krzyżem Grunwaldu klasy III. A przypomnijmy, że prezydentem
jej, był Bolesław Bierut - przyjaciel Jana Kwiatkowskiego-drugiego
komendanta głównego Straży Pożarnych.
W 1916r, jeszcze podczas pierwszej wojny światowej wstąpił do jednej z
warszawskich OSP. Od 1921r. pracował w charakterze instruktora w
Zarządzie Głównym Związku Floriańskiego w Warszawie. Dwa lata później
został inspektorem Związku Straży Pożarnych województwa Łódzkiego, i był
nim do 1928r. kiedy objął stanowisko inspektora na województwo
stanisławowskie. Gdy rozpoczynał zawodową służbę, w całym Głównym
Związku Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej, zatrudnionych było
tylko 24 oficerów, a siedem lat później 43. Organizował ochotnicze
straże pożarne i kierował działalnością szkoleniową. W l. 1932-1938, był
komendantem Zawodowej Straży Pożarnej w Państwowych Zakładach Amunicji
„Pocisk” w Rembertowie k/ Warszawy. Na rok przed wybuchem drugiej wojny
światowej został komendantem straży pożarnej Zakładów Uzbrojenia w
Kraśniku, na terenie Centralnego Okręgu Przemysłowego.
Podczas okupacji, początkowo pracował jako monter sprzętu
przeciwpożarowego „Technomobil” na terenie Warszawy, od 1943r. w
charakterze komendanta ZSP Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych.
Stanowisku to ułatwiało mu działalność konspiracyjną.
Na początku marca 1945r. ppłk poż. Eugeniusz Rusiecki przybył na Górny
Śląsk, gdzie stanowisko wojewódzkiego inspektora pożarnictwa, podobnie
jak przed wybuchem wojny (od 1934r.), piastował już płk poż. Józef
Mikuła. Tenże w porozumieniu z władzami wojewódzkimi, 19 marca 1945r.
mianował Rusieckiego komendantem Miejskiej Zawodowej Straży Pożarnej w
Bytomiu. Niezależnie od działalności organizatorskiej, uczestniczył
komendant Rusiecki, w akcji sprowadzania do Polski pojazdów pożarniczych
zagrabionych przez Niemców z Górnego Śląska.
Wiosną 1950r. kiedy organizowano komendy straży pożarnych, ppłk
Eugeniusz Rusiecki nie znalazł uznania w oczach decydentów. A może nie
było mu po drodze z decydentami. I choć na pięciolecie Manifestu PKWN i
powrotu Ziemi. Odzyskanych do macierzy uhonorowany został Złotym Krzyżem
Zasługi, to jednak nie został mianowany komendantem i odszedł na
stanowisko starszego inspektora pożarnictwa w Państwowym
Przedsiębiorstwie Robót Kolejowych w Warszawie. Choć finansowo wiele
zyskał to jednak, była to dla niego degradacja. Pracował w PPRK przez
dwa lata i przeprowadził się do Wałbrzycha. Tu pracował w jednej z
fabryk porcelany stołowej oraz w uzdrowisku
w Szczawnie - Zdroju.
W 1957r. na fali „popaździernikowej” odwilży podjął starania o powrót do
ukochanej służby. Trwało to długo i dopiero 5 maja 1960r. otrzymał
przydział na stanowisko komendanta nowo tworzonej Szkoły Podoficerów
Pożarnictwa w Krakowie - Nowej Hucie. Niebawem do placówki ściągnął b.
komendanta Podoficerskiej Szkoły Pożarniczej nr 5,
a po jej likwidacji
pod koniec 1957r, oficera ds. operacyjno-szkoleniowych w Komendzie
Miejskiej SP w Wałbrzychu - kpt. poż. Zbigniewa Jacórzyńskiego. Obaj
panowie zdążyli się dobrze poznać, jako że kpt. poż. Jacorzyński
angażował Rusieckiego do prowadzenia zajęć w podległej mu placówce.
Kapitan Jacórzyński został zastępcą Rusieckiego, a gdy ten odszedł w
1966r- objął stanowisko komendanta krakowskiej szkoły.
Czy aby Eugeniusz Rusiecki nie powinien zostać patronem krakowskiej
szkoły?
Jakim człowiekiem i oficerem był Eugeniusz Rusiecki? Był pogodnym i
otwartym na ludzi. W służbie, był skrupulatny i wymagający. Dotrzymywał
zawsze danego słowa. Prezentował wysoką kulturę osobistą. Był fachowcem
w każdym calu.
Płk poż. Eugeniusz Rusiecki zmarł 21 września 1968r. Został pochowany na
Cmentarzu Rakowickim
w starym Krakowie. W pogodne popołudnie, w
promieniach wczesno jesiennego słońca rozświetlającego żółknące liście,
odprowadzały go setki strażaków
z wielu stron kraju. Los sprawił, że
piszący te słowa - też.
Opr. Roman Świst
|